Yoggotta

Buntownik, który nie potrafi się buntować to marny, naprawdę marny człowiek. Takim właśnie człowiekiem byłem… i na całą swoją wiedzę klnę się, że jeśli teraz spotkałbym kogoś takiego jak ja, nie uznałbym go za godnego splunięcia. Wszystko zmienia się z czasem. Zacząłem wychodzić: to był mój manifest przeciwko sytuacji, w jakiej się znalazłem. Leokasja się w zasadzie nie zmieniała. Nadal byłem Inteligencikiem, lokalna społeczność traktowała mnie bez zmian, jakbym nigdy się nie wyprowadził – wciąż byłem meblem w barze o wspaniałej, lakierowanej ladzie.

Ryc. 3 Moja matka

I jak to bywa w czasie, gdy czujemy potrzebę największego buntu wszystko było sielskie i dobre. Nawet stary pan Macbrückner przestał w moich oczach straszyć swoją osobą – był poczciwym, starszym pijaczkiem, o cudownym podejściu do życia. Wszystko układało mi się idealnie, jeśli można tak powiedzieć. W swoim głupkowatym buncie byłem prawdziwie szczęśliwy.

Trwała ta radość przez niemal rok. Matka zachorowała. Nie wiem, na co, ale nim ktokolwiek z jej współpracowników zdążył się zorientować odeszła i zabrała mnie znów do mieszkania na powierzchni. Mieliśmy dość pieniędzy, żebym nie musiał pracować… przyszedł też list od lorda, a raczej, od jego pracownika, pana Conee. Gwarantowano nam nietykalność, czego zresztą dopilnowano, tak długo jak ona żyła.

Najęliśmy służącą, żeby pomagała oprzątać to brudne, zakurzone mieszkanie, ze śladami śmierci ojca na podłodze i meblach. Nie lubiłem tej pokojówki, mój lord obarczyłby ją pewnie przydomkiem, takim samym, jaki przydziela mi, kiedy zaczyna się denerwować. Ale nie przydomek mnie denerwuje, a słowo „pokojówka”. Jedyne skojarzenie, jakie z nim mam to ta kobieta, paskudna wieśniaczka z marchewkowo rudymi włosami i plamami na dłoniach, szorująca drewnianą, nielakierowaną podłogę, mokrym mopem, tak długo, aż przegniła do reszty. Wtedy nie byłem jednak zły z powodu jej niekompetencji, ale dlatego, że była intruzem w domu, kimś, kogo tam nie chciałem.

Nigdy nie spotkałem kompetentnej do swojej pracy pokojówki: nie wiem czy to dlatego, że takich nie ma, czy może dlatego, że na takie nie trafiam. Może sądzą, że słanie pościeli i omiatanie kurzy to zajęcia zbyt trywialne i dlatego je lekceważą? Osobiście sądzę, że to jedne z najważniejszych czynności, jakie wykonuje się w ciągu życia. Gotowanie, sprzątanie, parzenie herbaty… można żyć bez władzy i wojen, nawet nie mając złota i kosztowności, ale poranek bez herbaty? Spędziliście chociaż jeden dzień bez chodzenia po podłogach, które bez sprzątania zawalone byłyby śmieciami? Jeden dzień bez oddychania powietrzem, w którym nie wznoszą się opary kurzu? Jeden dzień bez jedzenia? To wszystko jest dużo trudniejsze, niż by się mogło wydawać, o ile nie jest w ogóle niemożliwe do wykonania. Ale pokojówki nie czują tej odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa, nie czują konieczności w tych drobnych obowiązkach – im w głowach są romanse, wielkie podróże, bogactwo i być może jakieś błahostki pokroju sławy.

Chciałem, żeby wszystko było po staremu, jak przed tym koszmarnym szpitalem, ale skoro moja matka nie mogła tego ciągnąć, to i ja nie mogłem. Nie spędzałem czasu w domu, ponieważ nie chciałem widzieć, jak ta ruda pokojówka krząta się po pokojach. Nie chciałem widzieć, jak gniją podłogi i popada w ruinę kanapa cuchnąca papierosami ojca. Nie chciałem widzieć, jak rozsypuje się moja matka.

Czasami nawet najbardziej złożone teorie nie są w stanie wyjaśnić tego, co się dzieje. Nie tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. I nie tak, żebyśmy czuli się bezpiecznie i dobrze. Nie ma takich logicznych odpowiedzi, które potrafiłyby zadowolić czternastoletniego chłopca, którego matka nie może przeżyć roku. Nie w tym stanie – nie wiem, co jej było, wiem, że zaraziła się w szpitalu i nie mieli lekarstwa. Nie tam. Nie w jego szpitalu. Nienawidziłem mojego lorda po wielokroć bardziej niż jestem to w stanie wyrazić, dużo silniej niż mogą to opisać słowa. I, całe szczęście, nie miałem odwagi go szukać.


Komentarze

Nie masz jeszcze żadnych komentarzy.