Whispers in the Dark

  < Zane Rossi >

                              < 09 września 2024 >

Noc. Księżyc świecił nad budynkami. A ja? Czekałem na swoją ofiarę. Elizabeth Morneau, 23-letnia studentka kryminalistyki na Uniwersytecie Tulane, znana ze swojej aktywności akademickiej i zainteresowań śledczych. Prosta młoda kobieta, ale za sobą ma handel narkotykami, bronią i granatami. Dostawała od ojca. Powaga sytuacji była nieziemska. Wydała prawie ludzi, którzy pracowali pod przykrywką dla Северный Крест (Północny Krzyż). Handlowali z nią. Teraz to ja muszę ją wykończyć. Jednak porozmawiam sobie trochę. Nikt nie powiedział, że pójdzie prosto, szybko i skutecznie. Dowiedzieć prawdy, bo zapewne był powód a później zabicie. Codzienność. 

Właśnie idzie przez park. Siada na ławce. Dzisiejsza noc jej nie sprzyja. Przesłucham ją i zabije. Proste. Zero świadków, kamery wyłączone. Udałem się w stronę kobiety. Ubrana zwyczajnie. Marynarka, spodnie garniturowe, koszula i telefon. Wracała z  imprezy studenckiej za rozpoczęcie nowego roku. Dla niej ten rok... już się skończył. Zbliżyłem się do niej. Sprawdziłem ponownie kamery na telefonie. Wyłączone. Podszedłem do niej. Stanąłem naprzeciwko niej.

- Przepraszam? Mam panu w czymś pomóc? - zapytała 

Wyciągnąłem broń zza paska.

-  Witam, Elizabeth Morneau - powiedziałem spokojnie, chłodno, jakbym właśnie przywitał się na oficjalnym spotkaniu.

Zamarła. Jej wzrok od razu powędrował na moją dłoń. Zobaczyła broń. Drobne drżenie przeszło przez jej ciało, ale nie krzyknęła. Mądrze. Rozejrzała się, szukając pomocy, ale park był pusty. I cichy. A kamery? Cóż, już o nich zapomniała.

-  Kim... jesteś? Czego... ode mnie... chcesz? - wychrypiała, cofając się na ławce, jakby mogła się w niej zapaść.

Unoszę brew, nie spuszczając z niej wzroku.

-  Porozmawiać o twoim handlu narkotykami, bronią i granatami - odpowiedziałem powoli, wyraźnie, jakbym czytał z akt. - Chciałabyś coś o tym powiedzieć?

Jej oczy rozszerzają się w szoku. Przez chwilę wygląda, jakby zapomniała oddychać. Uwielbiam takie momenty. Ludzi którzy nie wiedzą co, że sobą zrobić. 

- Skąd... wiesz... o tym? To nie... tak... Ja... handlowałam... dla pieniędzy - wyszeptała, łamiącym się głosem.

Jej dłonie zacisnęły się na krawędzi ławki, jakby ta mogła ją uratować. Los jej życia jest w moich rękach. A ona mogła myśleć przed pakowaniem się w szemrane interesy. 

-  Wiem, młoda damo - nachyliłem się jeszcze bliżej, tak że czuła mój oddech na swojej skórze. - Od ludzi, którym sprzedawałaś towar. Zbyt wielu z nich już nie żyje, by mogli cię obronić. Ale nie wszyscy milczeli.

Zaniemówiła. Jak zawsze. Nie wiedzą co powiedzieć kiedy ktoś powie o ich błędzie życiowym. 

- Ja... Nie wiedziałam... Przysięgam! 

Spojrzałem na nią i wyprostowałem się. Palce zadrżały mi na spuście. Byłem gotów. Jeden ruch. Jeden strzał. Ale... coś w jej oczach kłuło mnie w sumienie. Tłumaczyła się jak każda inna. A mimo to, nie wiem coś w jej tonie, może drżącym głosie, sprawiło, że zawahałem się. Wstała nagle, jakby chciała uciec. Zbyt gwałtownie.

-  Sprzedawałam, bo byłam do tego zmuszona! - rzuciła ostro, ledwie trzymając głowę wysoko. - A teraz, człowieku, chcę wrócić do domu!

Zanim zdążyła zrobić krok, złapałem ją za nadgarstek i brutalnie popchnąłem na ławkę. Z jękiem opadła na drewno, podpierając się drugą ręką. Oddech miała szybki, płytki. Jakby biegła przez całe miasto.

- Przez kogo? - warknąłem, zaciskając palce mocniej na jej nadgarstku.

-  Ojca, - sapnęła. - Nikt od niego nie chciał kupować... więc zmuszał mnie. Groził, że mnie zabije, że zabierze siostrę...

Jej głos stawał się coraz bardziej urywany, zdesperowany. Ale nie miałem już siły na słuchanie kolejnych tłumaczeń.

-  Tak czy siak, za dużo wiesz - syknąłem cicho.

Nie czekałem na odpowiedź. Ręka poszła automatycznie. Zacisnąłem dłoń na jej gardle i przyparłem ją do ławki. Z początku walczyła, próbowała odepchnąć mnie obiema rękami, ale nie miała siły. Nie ze mną. Jej paznokcie drapały moje przedramię. Oddychała spazmatycznie, oczy rozszerzyły się ze strachu. I wtedy... zadrżałem. Widziałem już wcześniej takie spojrzenie. U innych. U siebie - kiedy miałem piętnaście lat i myślałem, że życie skończy się zanim w ogóle zacznie. Zacisnąłem palce jeszcze mocniej.

-  Za dużo wiesz... - powtórzyłem, jakby sam siebie musiałem przekonać.

A jednak nie mogłem tego dokończyć. Coś było nie tak. Nie to miejsce, nie ten moment. Albo... nie ta dziewczyna. Odepchnąłem się gwałtownie, jakby jej dotyk parzył mi skórę. Kaszlała i łapała powietrze, kuląc się na ławce, z szeroko otwartymi oczami. Wtedy usłyszałem kroki za sobą.                                                     Ciężkie, melodyczne. Jakby każdy stukot buta miał rytm egzekucji.         Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, kto to. Prawa ręka szefa Северный Крест. Człowiek, którego imienia lepiej nie wypowiadać. Zawsze w cieniu, zawsze tam, gdzie krew jeszcze ciepła. Bezwzględny, precyzyjny, lojalny tylko wobec organizacji.                                        Bezczelny drań. Najgorszy z najgorszych.                                               Zabija jednym ruchem. Bez słowa. Bez emocji.

-  Zane, - jego głos był spokojny, z tym chłodnym podtekstem rozkazu, który nie wymagał dyskusji. - Dokończ to, co zacząłeś. Albo czeka cię kara. Albo ja to dokończę.

Odwróciłem się powoli, patrząc mu prosto w oczy.                                        Stał z rękami za plecami, jak generał przed egzekucją. Patrzył na mnie z góry. Jakbym był narzędziem, które zaczęło się wahać. A w Северный Крест narzędzia nie mają prawa się psuć.                      Spojrzałem na dziewczynę. Jeszcze oddychała. Ledwo.                            Moje palce drgnęły. Czułem pod skórą każde uderzenie własnego serca. W głowie szum. Głos tej dziewczyny. Przez zdradzenie ojca bym nie musiał tego robić. Ale nadal chce zobaczyć swoją siostrę. Zobaczyłem. Izzy wiem będziesz się mnie bała.                                Zacisnąłem zęby.

-  Zrozumiano, - powiedziałem twardo, choć w środku coś pękało.

Zrobić to? Czy odwrócić się i po raz pierwszy zignorować rozkaz? Nie. Nie mogę. Dobra. Sięgnąłem do dziewczyny ręką i zacząłem znów ją dusić. Miałem rękawiczki. Nikt się nie dowie, że to ja. Nikt nie będzie wiedział, że tu byłem, może dowie się o tym Izzy, ale cóż. Trudno. Lapin Noir może węszyć.                             Dziewczyna zaczęła kaszleć. Tlenu jej brakowało. Jakby nie kazano mi żeby ją zabić, żyła. Jednak trzeba wykonać. Znów zakaszlała a później opadła na ziemię jak ją puściłem. Wyjąłem nóż z kieszeni. Zacząłem ranić jej nadgarstki, podcinać żyły. Uwierzyć że nie żyję. Nóż poprowadziłem teraz na jej żebra. Tutaj również ponacinałem skórę. Odsunąłem się od ciała kobiety. Rozejrzałem się. Już go nie było. Wciągnąłem gwałtownie powietrze. Pasowało by się zwijać stąd. Wyciągnąłem karteczkę napisaną w języku rosyjskim „Nowe morderstwo. Nowy morderca. –Z–”i zostawiłem przy ciele. Odszedłem z miejsca. Czułem się potwornie. Zabiłem osobę z powodu rozkazu. Miałem ją nastraszyć ale zmienili zdanie. Zabijałem dużo razy starszych ludzi. Nie mogę rozmyślać nad tym długo. Udałem się na dach i będę patrzył czy ktoś zauważy ciało. 

                     ->->->->->-          

Wróciłem do mieszkania. Policję zawiadomił jakiś przechodzień z psem. Chociaż, że ją zauważył. Ciekawe jak zareagował. Widziałem, że był przestraszony. Zabezpieczyli ciało, przesłuchali świadka i w sumie tyle zrobili. Kiedy schodziłem z dachu to stał Adrien i musiałem z nim rozmawiać. Nie powiedziałem mu, że miałem ją tylko nastraszyć a nie zabić. Kogo obchodzą takie szczegóły.              Wszedłem głębiej do mieszkania. Umyłem nóż. Broń włożyłem do kosza na śmieci. Nigdy policja nie sprawdza koszów. Proste miejsce. Sięgnąłem po szklankę i nalałem wody. Wyszedłem na balkon i patrzałem na panoramę miasta. Uwielbiam patrzeć i myśleć, jak to by było jakby ojciec nie zdradził Северный Крест. Jednak powinien wcześniej myśleć. Zrujnował moje życie, a w sumie nie pchałem się na świat. Mogli myśleć, że mogą dziecko porwać. Ależ po co. Wątpię, że się obwiniają do teraz. Zapomnieli lub po prostu nie chcą pamiętać, że mają syna. Może myślą, że umarł. Mam nadzieję siostrzyczko, że nic nie mówiłaś o mnie. Przecież, matka ją źle traktowała. Mają fatalne relacje. Zastanawia mnie tylko jedno: jak ona to przeżyła? Nie chciała nigdy zginąć? Zbawieniem są dla niej studia.         



Przepraszam, za aż tak długą przerwę. Pracuje nad dwiema książkami, oraz złapał mnie problem wyobraźni.

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Bądź pierwszą osobą, która skomentuje!