Whispers in the Dark

                                                 Lapin Noir

                           - 09 września 2024 -

 - Historia lubi się powtarzać, Nikodem - powiedziałem cicho, ale wystarczająco, by wiedział, że to nie przypadek.

- Nie wygaduj bzdur, Adrien - warknął Nikodem.

-  Lepiej mi powiedz… - zrobiłem pauzę i spojrzałem mu prosto w oczy – co powiedziałeś jej? - kiwnąłem głową w stronę pokoju dziewczyny.

Nikodem odwrócił wzrok.

-  Pójdźmy do mojego pokoju.

- Dobrze - skinąłem głową, choć wewnętrznie już czułem, że ta rozmowa nie będzie należała do spokojnych.                          

Wszedł pierwszy. W pokoju panował półmrok. Zasłonięte rolety, zamknięte drzwi, żadnej włączonej lampy. Klimatycznie, jak zawsze. Zerknąłem na niego. Gotowało się w nim.

-  Wytłumacz mi jedną rzecz - Nikodem mówił już ostrzej, zaciskając szczękę.

-  Jaką? - zapytałem spokojnie.

-  Dlaczego wszystko, co robisz, kręci się wokół tej dziewczyny?

-  Ma talent - odparłem sucho, jakby to była najbardziej oczywista odpowiedź na świecie.

-  Do kurwy, Adrien, ty kochasz tak gadać! - warknął, a w jego oczach pojawiły się iskry.

-  Uspokój się.

Najgorsze w Nikodemie jest to, że gdy się kłóci, wyciąga wszystko. Każdą cholerną rzecz, którą powinien był przemilczeć. Nie ma hamulców. I właśnie do tego zmierza.

-  Braciszku, proszę… nie mieszaj jej w to. - Nikodem mówił cicho, ale stanowczo.

-  O co ci chodzi, Nikodem? - zapytałem, marszcząc brwi.

-  Dobrze wiesz. - W jego głosie pojawiła się złość. – Ale skoro muszę to powiedzieć, to powiem.

-  No więc powiedz.

Nikodem spojrzał na mnie, jakby szukał we mnie resztek człowieczeństwa.

-  Pamiętasz, jak jej ojciec krzyczał? Jak płakał? Dlaczego? Bo stracił syna, Adrien. A teraz… teraz boi się, że znów straci dziecko. - Zamilkł na chwilę. - I wszystko przez ciebie.

Zacisnąłem szczękę.

-  Milcz.

-  Teraz każesz mi milczeć?! – wybuchł. – Jesteś normalny?!

- Mam ci przypomnieć o Izabeli - Nikodem

-  Możesz się zamknąć? - odciąłem się.

- Oddała się tobie. - podniósł palec - A ty, wykorzystałeś ją.

Słuchałem to co mówi. Wracając do tego dnia...

                             - 06 sierpień 2011 -

Czasem wracam do tamtego sierpniowego popołudnia. Do momentu, w którym wszystko jeszcze wydawało się możliwe. 06 sierpień 2011. Stała wtedy obok mnie. Izabel. Młodsza, jeszcze trochę nieświadoma tego, w co tak naprawdę wchodziła. Nikodem patrzył na nas z czymś, co trudno było nazwać – niepokój zmieszany z gniewem. Miał wtedy ten swój charakterystyczny błysk w oczach. Jakby widział przyszłość i nienawidził jej za to, co miało się wydarzyć.

-  Nikodem, nie martw się - powiedziała cicho, jakby mogła tym jednym zdaniem zmyć cały lęk z jego twarzy.

-  Martwię się. Naprawdę musicie to robić? - jego głos zadrżał, choć próbował brzmieć twardo.

- Tak. Chciałbym tego nie robić. Naprawdę. - odpowiedziałem szczerze. Nie miałem wtedy jeszcze tylu masek, co dziś.

Izabel odwróciła się do niego, spojrzała prosto w oczy.

- Obiecuję ci, że wrócimy.

Zacisnąłem zęby.

-  Nie obiecuj mu za dużo. To misja na śmierć i życie. - powiedziałem jej wtedy. Głosem ostrzeżenia. Głosem człowieka, który już widział, czym kończy się takie "obiecuję".

Nikodem odszedł bez słowa. Tylko ramiona mu drżały. A ja... ja już wiedziałem, że czegoś właśnie nie da się odwrócić. Spojrzałem na dziewczynę. Była gotowa. Uśmiechnąłem się. Podszedłem do kanapy i wziąłem maski. Podszedłem do niej.

- Obiecuj mi - spojrzała w oczy - Zaopiekuj się Nikodemem, jeśli zginę

- Obiecuję ci Izabel - Adrien

Podałem maskę dziewczynie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem że to był błąd. Spojrzałem na drzwi, które zostały otworzone pośpiesznie.

- Panie Lapin Noir, wtargnęli do siedziby ludzie mafii niemieckiej Der Graue Richter (Szary Sędzia).

- Izabel gotowa? - Adrien

- Oczywiście - Izabel

Wyszliśmy i udaliśmy się do holu. Zaczęła się już strzelanina. 

Tamten dzień wciąż wraca do mnie, jakby nie minęła ani chwila. Ale dziś... dziś Nikodem znowu stoi przede mną.

                           - 09 września 2024 -

-  Adrien? - odezwał się Nikodem.

 Mrugnąłem kilka razy przez maskę. Nie widział mojej twarzy, ale gdyby zobaczył, zauważyłby, że jestem zmęczony. Nie wysypiałem się od dawna. W głowie ciągle kłębiły się myśli: Czy naprawdę robię dobrze? A jeśli dziewczyna się o tym dowie… znienawidzi mnie.

-  Tak? - odezwałem się w końcu.

- Zawiesiłeś się - zauważył Nikodem.

-  Zamyśliłem się - przyznałem.

-  Przypomniał ci się tamten dzień? -zapytał cicho Nikodem.

- Tak... - odpowiedziałem, spuszczając wzrok.

- Obiecałeś coś Izabel?

- Tak. I... nie dotrzymałem tego.

- Co jej obiecałeś?

-  Miałem się tobą zaopiekować - powiedziałem szeptem.

-  Zaopiekowałeś się. To ja uciekłem... po jej śmierci - odpowiedział, a jego głos zadrżał.

- Dla ciebie to był strzał w serce - zamilkłem na chwilę, czując, jak zaciska mi się gardło - Dwie śmierci. Matki i Izabel... w tym samym roku.

A ja wciąż oddycham. Wciąż chodzę, działam, planuję, jakby wszystko było w porządku. Jakby dało się to naprawić. Jakby dało się... odwrócić czas. Czasem mam wrażenie, że ten rok zatrzymał mnie na zawsze. Że wszystko, co robię od tamtej chwili, to tylko próba ucieczki. Ucieczki od obietnic, których nie dotrzymałem. Od błędów, które popełniłem. Od twarzy, które widzę, gdy zamykam oczy. Nikodem... miałem cię chronić. Miałem być starszym bratem, nie tylko z nazwiska. Ale gdy przyszedł moment próby, to ty zostałeś z bólem, a ja, z kolejną misją do wykonania. Kolejną maską do założenia. Izabel wierzyła we mnie. Ufała mi. A ja... pozwoliłem jej wejść w ten świat. W ciemność. W chaos, który nazywamy Lapin Noir. Dałem jej maskę. Oznaczyłem ją. Jakby była jednym z nas. A przecież była czymś więcej. Była światłem. Nie mogę tego przed nim tajemniczyć. Musi wiedzieć, że Izabel to był dopiero początek. Izzy to koniec. Musi się to udać.

- Nikodem, muszę ci coś powiedzieć - powiedziałem, choć głos mi lekko drżał.

-  Mówisz to tak, jakby się coś stało - odpowiedział Nikodem, niepewnie.

- Bo może się stać - odparłem, czując narastający niepokój.

- O co chodzi? - spytał, patrząc na mnie uważnie.

- Pamiętasz tego chłopaka ze zdjęcia w gabinecie ojca? - zapytałem.

- Tak, pamiętam. Chodzi ci o zdjęcie ciebie, chłopaka o rok starszego i ojca i jego ojca - potwierdził.

- Tak, muszę ci coś ważnego powiedzieć o tym chłopaku - powiedziałem, starając się opanować emocje.

- Co takiego? - zapytał, trochę zaskoczony.

- Ten chłopak ma na imię Zane. Dokładniej Zane Rossi - wyznałem, czując, że serce bije mi szybciej.

- Zane... Rossi... - powtórzył powoli.

- Tak. Ma 25 lat - dodałem.

- Jest starszy od ciebie. On... jest bratem Izzy? - spytał z niedowierzaniem.

- Tak. Rodzonym - odpowiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku. 

- Ona się z nim wychowała? - zapytał 

- Nie - powiedziałem krótko.

- A to co się z nim stało? - zapytał, a w jego głosie zabrzmiała troska.

Na zdjęciu miałem rok, a Zane dwa latka. Wtedy przypomniałem sobie opowieść ojca o Zane i ich rodzinie.  „Oni nigdy nie będą tacy jak my. Nie będą mieli zysków. Rodzina Rossi od pokoleń była związana z mafią La Couronne Noire (Czarna Korona). Chłopak, Zane Rossi... to duch tej rodziny. Pojawia się i znika, a nikt nie wie, po której stronie stoi. Jego ojciec był brutalny. Ich lojalność to iluzja. Takie dzieci noszą piętno od urodzenia.”                                                                                                 Głos ojca w tej opowieści zawsze był chłodny. Zawieszony gdzieś między przestrogą a pogardą.

- Adrien... Zane. On umarł? - Nikodem powiedział cicho, jakby bał się usłyszeć odpowiedź.

- Nie - westchnąłem ciężko. - Ale został zabrany przez Северный Крест (Północny Krzyż)

- Przez... rosyjską mafię Северный Крест? - głos Nikodema zadrżał.

- Tak. - skinąłem głową powoli, patrząc mu prosto w oczy.

- Podejrzewam, że wróci. - dodałem po chwili milczenia.

- Wróci?! - Nikodem uniósł głos. - Przecież z Северный Крест się nie wraca! To samobójstwo!

- Dlatego trzeba ją przygotować. - powiedziałem stanowczo, choć serce waliło mi jak młotem.

Odwróciłem się i ruszyłem w stronę wyjścia. Nogi miałem ciężkie jak z ołowiu. W głowie kłębiły się słowa, których nigdy nie chciałem wypowiedzieć. Z korytarza dobiegł cichy głos Izzy: ,,Nitro?’’, kilkanaście minut temu. Zaraz po nim , pukanie. Ciche, niepewne. To była ona. Ale nie zareagowaliśmy.

- Miałeś tego nie robić! - krzyknął za mną Nikodem. Był wściekły. Roztrzęsiony.

Nie zatrzymałem się. Nie odpowiedziałem.
Musiałem ją przygotować. Spotkanie z Zane’em… mogło zmienić wszystko. I niekoniecznie na lepsze.

Rozmowa była trudna. Zarazem nie mogłem powiedzieć tego co cisnęło się na język. Nie mogłem. Jeśli ma się spotkać z Zane’em to sama musi zdecydować. Sama musi zrozumieć moje słowa. 

Tymczasem, kilka godzin później, w starym kościele...

:)

Komentarze

Nie masz jeszcze żadnych komentarzy.