Tego wieczoru wspomnienia nie dawały Zoe spać. Miała wrażenie, jakby jakaś niewidzialna nić zaciskała się wokół niej coraz mocniej. Tą niewidzialną nicią był Hektor. Był zarówno jej nienawiścią, jak i pożądaniem. Dookoła niego miała zdecydowanie za dużo emocji. Jej myśli wypełniał on. Przypomniały jej się wszystkie miłe chwile, kiedy byli razem. Jego zachowanie i jego ruchy sprawiała, że stawała się ważna. Było jej trochę smutno, gdyż on dawał jej więcej uwagi i tego, czego pragnęła, niż Leon.
Nie mogła spać. Miała już sama znieść, ale w tym momencie przypomniała sobie, że dawno nie malowała. Upewniła się, czy Leon śpi i wyszła do salonu. Z komody wyjęła płótno, na którym był nieskończony obraz oraz pędzle i farby. Rozłożyła się na podłodze w kącie i spojrzała przed siebie. To, co wcześniej malowała, wiedziała, że musi zmienić, bo nie wyglądało za dobrze.
Spojrzała w górę, kierując oczy na blat kuchenny. Stał tam czarny druciany koszyczek wypełniony cytrynami, które służyły jej i Leonowi do robienia litrów lemoniady, którą uwielbiali.
Cytryny... Takie piękne, idealne, wyważone... Czemu ja nie mogę taka być? Cytryny... Zawsze chciała pojechać do Włoch... Do Limone sul Garda... albo do Hiszpanii... Do Valldemossy... Czułabym się tam jak w raju... Piękne widoki, cytryny i najlepiej dużo płótna, abym mogła malować.
Malowanie dla Zoe było ważne w życiu, Uratowało ją od wielu nieprzyjemnych myśli. Mogła się wtedy oddać w kreślenie kolorowych linii, które tworzyły na koniec spójną całość. Dla dziewczyny te obrazy były idealne. Wypełniała nimi swoje mieszkanie, gdzie tylko się dało. Dawało jej to jedyny ład, którego na co dzień nie miała. Mogła się w tym zatracić, skupić tylko na sobie i wyciszyć myśli. To ją naprawdę uspokajało jak nic innego.
Namaluję cytryny... Na czarnym tle... Dwie całe, jedną połówkę i dwa liście... To będzie coś! — pomyślała.
<><><>
Leon przebudził się i zobaczył, że Zoe nie leży obok niego. Zdziwił się, ale po chwili dostrzegł strugę światła wpadającą przez dół drzwi. Podniósł się i lekko je uchylił. Kątem oka zobaczył dziewczynę pochłoniętą malowaniem. Poczuł wtedy, że nie jest dobrze — ona malowała tylko wtedy, gdy potrzebowała ucieczki. Nie wiedział tylko, czy to on zawalił, czy nie. Z drugiej strony poczuł, że może chodzić o Hektora. Pamiętał, jak ją potraktował, ale zauważył, jakby Zoe nie. Wtedy wezbrała się w nim złość.
Najpierw mi gada o nas, a sama pewnie kręci z nim! Co ja gadam? Na pewno nie... a co jeśli? Sprawdzę ją jutro, sprawdzę...
<><><>
Następnego dnia Zoe wstała lekko zmęczona. Skończyła malowanie dosyć późno, a na rano do pracy. Gdy się szykowała, dostrzegła, że Leona nie ma już w mieszkaniu.
Pewnie już jedzie... Tylko, czemu mnie unika? — Choć musiała przyznać, że zauważyła kilka drobnych rzeczy. Jego wiadomości były coraz częstsze, coraz bardziej może i nawet nachalne. Jeśli nie odpisywała przez kilka godzin, od razu pytał, co robi, dlaczego milczy.
Przed pójściem do pracy, napisała do niego, że jest zmęczona po wczoraj i chce wieczór dla siebie, ale nie spodziewała się tego, co odpisał:
Nie chcesz się ze mną zobaczyć po pracy?
Może dla innego znalazłaś czas?
Zamarła.
Leon, co ty gadasz?
Odpowiedzi już nie dostała. Tego wieczoru chłopak nie wrócił do mieszkania. Zoe wydzwaniała do niego kilka razy, to on nie odpowiadał. Martwiła się, ale jednocześnie była wkurzona. Zdenerwowana wyszła na zewnątrz. Chłód owiał jej ciało i przez chwilę drżała, jednak po chwili przyzwyczaiła się do panującej temperatury i ruszyła przed siebie.
Zajrzała do pobliskiego sklepu i kupiła najtańsze papierosy oraz zapalniczkę. Skierowała się w stronę wybrzeża i usiadła na jednej z ławek przy morzu. Za nią malowały się budynki pogrążonego w śnie Platamonas, a przed nią pogrążone w ciemności morza. Jak na to, że siedziała blisko niego, było dosyć cicho i tylko fale delikatnie uderzały o piasek. Ludzi też nie było, choć nie było aż tak późno.
Zoe zapaliła papierosa, a jej płuca wypełnił dym. Czuła się, jakby nie istniała. Jakby była bohaterką teledysku do depresyjnej piosenki, choć depresyjnie czuła się ona sama. Nawet nie wiedziała, kiedy znowu była w mieszkaniu i walnęła się do łóżka. Leona nadal nie było, ale ona nie miała siły znowu do niego dzwonić. Zasnęła szybko, ale pogrążona w pustce.
<><><>
Od rana w pracy czuła wzrok Hektora na sobie. Nie wiedziała, jak to robił, ale zawsze pojawiał się w pobliżu. Kiedy przechodziła za ladą, kiedy polerowała szkło, kiedy szła zrobić sobie kawę – czuła, że jest blisko.
— Wydajesz się spięta — rzucił Hektor, podchodząc do niej na zapleczu.
Podniosła wzrok.
— Nic mi nie jest — zamieszała kawę.
Hektor uniósł brew.
— Jeśli tak twierdzisz.
Nie dopytywał, ale w jego spojrzeniu czaiło się coś innego. Coś, co mówiło, że on też coś zauważył.
Naprawdę ze mną jest tak źle? — pomyślała, a następnie z parującym kubkiem, ruszyła do wyjścia.
Kątem oka zobaczyła Leona, ale nie miała ochoty z nim rozmawiać, a szczególnie na temat jego wczorajszego zachowania. Ucieszyła się, że żyje, ale to było za mało, żeby chodziła do końca dnia uśmiechnięta, a tym bardziej zagadała do niego.
<><><>
Hektor postanowił nie dopytywać, choć bardzo go to kusiło. Chciał wiedzieć wszystko. Chciał znać jej uczucia. Chciał, żeby otworzyła się przed nim. Wiedział jednak, że to niemożliwe. Obserwował, jak dziewczyna znika za rogiem stołówki. Miał właśnie wstać, gdy spostrzegł, że z drugiego wejścia wszedł Leon.
Ciekawe, że nawet się nie przywitała — pomyślał. — Może są pokłóceni? W sumie Zoe taka nieswoja, to może jest to moja okazja.
Zobaczył, że Leon siada do stolika niedaleko niego, więc postanowił podejść.
— Siema stary, co tam? — powiedział, jakby nigdy nic.
— Siema, jakoś leci — odpowiedział Leon średnio zainteresowany konwersacją z nim.
— A jak tam z Zoe? — spytał Hektor i już widział po jego minie, że trafił w sedno.
— Dobrze — uciął krótko.
— Na pewno? Dziewczyna nie wygląda dzisiaj na zadowoloną.
— Jest dobrze. Zresztą co cię to obchodzi? — Leon wyraźnie się zdenerwował.
— Po prostu się o nią martwię.
— Ty nie musisz!
— Muszę. Chyba nie wiesz, kogo masz obok siebie. Zaopiekuj się nią albo zrobi to ktoś inny — powiedział, szeroko się uśmiechając, a następnie odszedł od stolika.
Chyba mi się udało... Może Zoe będzie jeszcze moja?
<><><>
Leon wkurzony wstał od stołu i ulotnił się tylko, jak zobaczył, że Hektor też zniknął.
Co to znaczy zaopiekuj się nią albo zrobi ktoś to inny? Że niby ja się nią nie opiekuję? Śmieszne! Chyba musimy wszyscy sobie coś wyjaśnić! Ale co tu tak naprawdę wyjaśniać. Na moją prośbę, Zoe nie jest moja. Powinienem się zastanowić, czy ja coś do niej czuję...
Chłopak zajął się przygotowaniem restauracji do lunchu. Nakrywał stoły obrusami, prasował je na ciepłą wodę, a następnie układał talerze.
Czy ja coś do niej czuję? — myślał.
Znał ją przecież od tak dawna. Spali ze sobą, całowali się, znali się na wylot, ale dalej nie zostali parą. Wiedział, że to przez niego. Była to zasługa jego byłej dziewczyny. Manipulowała nim, uziemiła w domu, a jeszcze go zdradziła. Wiedział, że Zoe taka nie jest, ale bał się odpowiedzialności i zaangażowania. Nie przyznał się nigdy jej do tego. Nie bał się tego, że ona zachowa się tak samo, jak eks. Bał się, że związek zabierze mu wolność, którą tak uwielbiał — zwłaszcza, jak uwolnił się z toksycznej relacji.
Z drugiej strony słowa Hektora mocno go uderzyły. Poczuł się zazdrosny o Zoe, a nie poprawiło mu humoru to, że oni też się kiedyś blisko znali i mieli dobrą relację.
Muszę z nią pogadać. Muszę...
<><><>
Kiedy Zoe wracała z pracy, telefon zawibrował.
Jestem pod blokiem.
Serce zabiło jej mocniej. Zatrzymała się na chwilę, zastanawiając się, czy po prostu zawrócić, uciec, ale zanim podjęła decyzję, telefon znów zabrzęczał.
Widzę cię.
Odwróciła się powoli. Leon stał kilka metrów dalej, oparty o latarnię, z rękami w kieszeniach.
— Dlaczego tu jesteś? — spytała, podchodząc bliżej, ale trzymając dystans.
— Martwiłem się.
— Nie musisz.
Jego spojrzenie było inne niż zwykle.
— Chciałem ci coś powiedzieć.
— To mogłeś napisać albo powiedzieć, jak już będziemy w mieszkaniu.
— Nie. — Zrobił krok w jej stronę. — Chciałem, żebyś usłyszała to ode mnie teraz.
Zadrżała, choć nie było zimno.
— Nie chcę, żebyś się z nim widywała.
Zmrużyła oczy.
— Co?
— Wiesz, o kim mówię. O Hektorze.
— Nie robimy nic złego, jeśli o to ci chodzi.
— Mam prawo dbać o ciebie.
— To może byś tak naprawdę w końcu zaczął? — odpowiedziała z wyrzutem. — Wczoraj się ładnie mówiąc, nie popisałeś, a teraz wyjeżdżasz mi z czymś takim? Co jest z tobą nie tak?
— A może to z tobą jest! — krzyknął, ale w Zoe wezbrało to jeszcze większą złość, niż tą, która siedziała w niej przez cały dzień.
— Może i tak, ale wiesz, co jest najlepsze w tym wszystkim? — Leon czekał na odpowiedź. — To, że Hektor przynajmniej ze mną rozmawia! — i poszła w kierunku klatki do mieszkania.
<><><>
Następne dni były dziwne. W mieszkaniu unikała rozmów z nim. Ignorowała wiadomości, ale on nie przestawał pisać w pracy, podchodzić do niej na przerwach, inicjować rozmów w mieszkaniu. Raz nawet czekał na nią przy aucie po skończeniu swojej zmiany, ale Zoe była naprawdę zła i po prostu wsiadła do samochodu i odjechała.
— Nie możesz tak po prostu mnie unikać — powiedział, kiedy w końcu nie miała wyboru i musiała podać mu nowe rzeczy do zrobienia w restauracji.
Czuła, że nie powinna się tak zachowywać. Że pewnie znowu jej odwala i wyolbrzymia. Że potem będzie płakać. Że będzie czuła się najgorsza i że znowu przestanie jeść na kilka dni, ale nie umiała sobie radzić inaczej. Nikt jej nie nauczył 'być' inaczej.
— Nie unikam cię. Po prostu mam dość — odpowiedziała zrezygnowana.
— Dość czego?
— Dość tego, że zachowujesz się, jakbyś miał do mnie jakieś prawa.
Jego twarz stężała.
— Myślałem, że coś do mnie czujesz.
Zaśmiała się gorzko.
— Może tak, może nie, ale nie zniosę dłużej twojego zachowania! — W jego oczach pojawił się cień czegoś, czego nie chciała analizować.
— Pamiętaj, że ja cię naprawdę znam, Zoe. — Jego głos był cichy, ale miał w sobie coś, co sprawiło, że przeszły ją ciarki. — Wiem, jaka jesteś.
— Czy wy możecie przestać? To się robi nudne. Zastanów się, czego ode mnie chcesz!
Zostawiła go tam i odeszła, ale czuła, że to jeszcze nie koniec. Myślała, że ich rozmowa w kawiarni była szczera, jednak chyba się pomyliła. Przez to nie spała tej nocy. Czuła niepokój, choć leżała przy Leonie. Przekręcała się z boku na bok, czując napięcie w mięśniach. Słowa, które wypowiedział, dźwięczały jej w głowie:
— Pamiętaj, że ja cię naprawdę znam.
To nie była zwykła zazdrość. Coś w jego głosie brzmiało zbyt pewnie, zbyt władczo. Jakby uważał, że ma do niej prawo. Poczuła się przez chwilę, jak przy Hektorze, co wzbudziło w niej strach i obrzydzenie jednocześnie.
<><><>
Rano przy barze czuła, że Hektor znowu ją obserwuje. W końcu podszedł do niej, gdy była sama.
— Co się dzieje?
— Nic.
— Zoe, proszę cię. Widzę, że jesteś inna.
Oparła się o blat, odwracając wzrok.
— On... On stał się dziwny.
Hektor zmrużył oczy.
— Jak dziwny?
— Nachalny. Jakby nie mógł znieść, że go ignoruję.
— To nie brzmi dobrze.
Zoe pokręciła głową.
— Wiem, ale jakoś sobie poradzę. — Hektor nie wyglądał na przekonanego.
<><><>
Choć Hektor udawał współczucie, w środku cieszył się, niczym małe dziecko.
Może ma szansę to odbudować — myślał. — Zoe będzie moja! Tym razem niczego nie spieprzę!
Zadowolony wrócił do swoich obowiązków, a dziewczyny postanowił już dzisiaj nie męczyć. Czuł, że osiągnął pewnego rodzaju przewagę nad Leonem. Zoe się przed nim otworzyła, a o to mu chodziło. Musiał w końcu odciągnąć ją na dobre od niego.
<><><>
Po pracy Zoe i wysiąściu z auta wracała szybkim krokiem do mieszkania, czując niepokój. Każdy dźwięk wydawał się głośniejszy, każda sylwetka w oddali podejrzana... A potem zobaczyła go. Leon znowu stał przy klatce schodowej. Serce podeszło jej do gardła.
— Czemu się tak zachowujesz? — spytała, starając się brzmieć spokojnie.
— Musimy porozmawiać.
— Nie Leon, nie musimy.
— Nie kończy się czegoś tak po prostu, Zoe.
Zrobiła krok w tył.
— Ale ja nie chcę nic kończyć!
Jego spojrzenie zmieniło się w ułamku sekundy.
— Naprawdę?
Czuła, jak w gardle rośnie jej gula.
— Jeśli tego nie rozumiesz, to odejdź!
— Nie odejdę.
— To zacznij naprawdę się starać, a nie mnie unikać — Zoe była wściekła. — Mi zarzucasz jakieś farmazony o tym, że mam innego, a może to ty właśnie kogoś masz?! — popatrzyła wściekle na Leona.
— Nie mam niko... — chłopak zaczął mówić, ale Zoe mu przerwała.
— Po prostu przemyśl swoje zachowanie albo mnie zostaw jak każdy. Ja już nie mam na to siły. Zastanów się w końcu nad sobą! — i weszła na klatkę w bloku.
<><><>
Następnego dnia dostała od niego wiadomości:
Wiem, że masz teraz ciężkie dni.
Wynagrodzę ci to, naprawdę.
Przepraszam, Zoe.
Nic nie odpowiedziała. Hektor natomiast wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Jednak długo nie wytrzymał i podczas sprzątania stolików, powiedział:
— Jadłaś coś dzisiaj? Słabo wyglądasz.
— Wszystko okej. Nie potrzebuję niańki.
— Nie mówię o niańce. Mówię o tobie.
Odetchnęła głęboko.
— Nic mi nie jest — Ale kiedy później krzątała się za ladą, czuła, że Hektor wciąż na nią patrzy. Jakby wiedział, że kłamie.
Wieczorem, gdy wróciła do mieszkania, od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Leon nie było. Gdy próbowała się do niego dodzwonić, włączała się poczta. Zrezygnowana położyła się do łóżka, a przed snem myślała:
Znowu się to powtarza. Znowu... Dlaczego on taki jest? Czemu nie powie nic wprost? Co z tego, że proponuje rozmowy, jak nic nie mówi o uczuciach. Nie wiem, o co mu chodzi już...
<><><>
Hektor też wrócił do domu, ale humor miał bardzo dobry. Zmartwiło go trochę to, że Zoe nic nie jadła przez cały dzień.
Może nadal się od tego nie uwolniła? Pytanie tylko, czy tym razem ja temu podołam?
Zachowywał się tak, jakby dziewczyna było już z nim na nowo. Czuł, że popada w obsesję i to na pewno niezdrową. Nie wiedział, czemu tak zareagował. Choć po Zoe był w wielu relacjach, zarówno tych przelotnych, jak i tych dłuższych, to z tyłu głowy zawsze ją gdzieś miał. Dziewczyna zawróciła mu w głowie wtedy, jak i ponownie teraz.
Jak to mówią: pierwszej miłości się nie zapomina i chyba to prawda... Naprawdę ją wtedy kochałem, ale nie potrafiłem jej pomóc. Czy teraz mogę pokochać ją znów? Ja ją chyba przez ten cały czas kocham... Czy to dobrze?