Dzisiejszy dzień był zły, ale kilka rzeczy mi wyjaśnił więc od początku
Obudziłam się dziś połamana i obolała, ale w sumie mogłam się tego spodziewać. Kokon Zako jest dla mnie jak by to powiedzieć, nie wymiarowy, Przez sen zmieniłam swoją budowę ciała z ludzkiej na pajęczą, co maiłam cichą nadzieję, że tak się jednak nie stanie, ale kogo ja chce oszukać. Jestem w końcu pająkiem i ta forma jest dla mnie pierwotna a kokon Zako jest przystosowany do budowy ludzkiej więc z niewygodnego stał się dla mnie jeszcze bardziej niewygodny i chyba lepiej by mi było po prostu spać na podłodze, ale co tam.
Za nim zrobiłam poranną gimnastykę, po cichu zajrzałam do mojego gniazda, aby zobaczyć, jak Zako śpi i chyba było jej wygodnie to dobrze, bo to jest pierwsza i ostatnia noc kiedy ona śpi w moim łóżku a ja u niej. Po porannej, gimnastyce i zmianie formy na ludzką postanowiłam pójść na spacer, starałam się nie oddalać od mojego kawałka skały, aby nie powtórzyć błędu, z ostatniego razu co się wtedy zgubiłam.
Było nawet fajnie, wschód słońca napełniał mnie optymizmem, ptaki ćwierkały a lekki chłodny, wiaterek budził do życia. Już miałam wracać do mojej skały kiedy zobaczyłam, że na kilku drzewach są ślady walki, co mnie trochę to zaintrygowało. Ślady ewidentnie wskazywały na duże zwierze typu niedźwiedź, ale nad tymi śladami były narysowane symbole z czerwonego pyłu, jak się bliżej temu przyjrzałam, to poczułam intencje tych symboli, które brzmiały "urycie" niestety nic poza tym nie widziałam żadnych śladów krwi ani nic takiego jedynie połamane gałęzie i w jednym miejscu bardzo mocno wytarta trawę i cały trop mój się tutaj gubił nie stety. Z powodu braku dalszych śladów wróciłam do mojej jaskini trochę za niepokojona, bo w sumie ślady walki była naprawdę blisko mojej skałki jak bym miała, liczyć to by zapewne wyszło jakieś 200-250 kroków od wejścia do mojej jaskini, ale w sumie ta walka mogła być, za nim się tutaj pojawiłam, bo w końcu mieszkam na tej skale dopiero kilka dni.
Będąc w środku, poczułam intensywny mrok bijący z mojego gniazda, na początku chciałam to zbagatelizować i pierwsza myśl, jaką miałam to, że mrok w mojej pajęczynie daje swoje znak i Zako będzie miła, jakieś koszmary śpiąc na niej, ale po chwili usłyszałam płacz i błagalne słowa "niech to się skończy" a moje zmysły zaczynały się budzić to tego stopnia, że moje kły jadowe zaczynały ociekać jadem, a w żołądku zaczynało burczeć z głodu.
Szybko pobiegłam do mojego gniazda i zobaczyłam, jak Zako się zwija z rozpaczy, a nad nią rozpościera się ciemna mgła i owija ją coraz mocniej i słychać tylko "twoja rozpacz jest moja i chce więcej" co jak co ale męczyć Zako i doprowadzać ją do cierpienia mogę tylko ja, więc szybko stanęłam naprzeciwko tej, mrocznej mgły i powiedziałam grzecznie, aby "łaskawie wypierdalała z mojej jaskini, bo inaczej źle się to dla niej skończy" ale oczywiście idiotów nie sieją sami, się rodzą. Mroczna mgła mnie zaatakowała nawet, przez chwile było fajnie, pokazała, mi moją własną śmierć. a ja po chwili zrobiłam się bardzo głodna i po prostu ją wciągnęłam tak bardzo łapczywie, że podejrzewam, iż spragniona osoba na pustyni czułaby do mnie odrazę, jak by widziała, jak tę mgłę wypiłam. Po chwili zobaczyłam, jak Zako leży nieruchoma na mojej pajęczynie, szybko do niej podbiegłam i ją przytuliłam nawet, jej łzy z jej oczu wytarłam, po czym zniosłam ją do jej komory w jaskini, gdzie znajduje się jej łóżko, a następnie chciałam ją pozostawić, ale tak się mnie uczepiła, że ciężko było się z jej uścisku wyrwać, a kiedy mi się udało, powiedziałam jej, aby mi nie przeszkadzała i że będę u siebie w moim gnieździe (PRZEMYŚLENIA: Ale Zako na razie jest wrzodem na dupie. Naprawdę mam nadzieje, że to jest tymczasowe)
Weszłam do gniazda, zmieniłam się z powrotem w pająka, bo tak mi jest łatwiej tkać. Włączyłam muzykę i zaczęłam szyć dla Zako ubrania nie wiem ile czasu minęło. Nagę czuje jak moja, pajęczyna się napina i cała drzy i po chwili widzę jak Zako włazi mi do gniazda i się rozgląda, po czym łapie radyjko i zaczyna w nie pukać oraz potrząsać, po czym każe ludziom z niego wyjść.
Ja siedzę w ciemnym rogu i się zastanawiam, czego właśnie jestem tutaj światkiem, po czym odkłada radyjko na ziemię, bo oczywiście odłożyć na swoje miejsce już nie morze i mnie woła. A ja odpowiadam: nikogo nie ma w domu i żeby sobie poszła, bo jestem bardzo zajęta,
na co ona odpowiada, czemu się chowam a ja jej na to, że to dla jej dobra a jak zaczęła mnie prosić, abym jej się w końcu pokazała, bo czuje się samotnie. To wyszłam z cienie. Na początku się wystraszyła i próbowała to ukryć, ale po chwili jak by nie ona kucnęła przy mnie i mnie pogłaskała po głowie, mówiąc, że mam fajne szorstkie futerko na głowie i że się mnie nie boi, choć wyglądam dziwnie w jej oczach.
Ale to, co zrobiła potem, to już mnie całkowicie zamurowało. Ja wiem, że Zako jest na wpół naga, bo ma tylko ten kawałek czarnej szmaty na sobie oraz to, że jest zagubiona psychicznie, ale żeby z własnej woli zrzucać i eksponować przede mną swoje nagie ciało i mówiąc mi, że to dla mnie w podziękowaniu to już dla mnie było trochę za dużo, więc kazałam się jej wynosić z mojego gniazda, a kiedy wyszła. Zniszczyłam pseudo drabinkę, dzięki której łatwo było się dostać do mojego pokoju, po czym podgłośniłam radio i zabrałam się za Szyce z powrotem jej ubrania, a kiedy skończyłam, to otworzyłam bramę do Kryształowego domu i kiedy CH chciał wymienić, zemną swoje uprzejmości, to kazałam mu się zamknąć, poszłam tylko do zbrojowni, wzięłam dwa miecze Ognistego serca, a kiedy wracałam zajrzałam jeszcze tylko do laboratorium na projekt Alpha i wróciłam do jaskini.
Wyłączyłam radio i się trochę zaniepokoiłam, bo było bardzo cicho, więc poszłam do jej pokoju i ujrzałam jak Zako śpi w swoim kokonie z załzawioną twarzą co mnie uspokoiło i pomyślałam, tylko że to dla jej dobra to wszystko z mojej strony. Lubie kobiety, ale nie w takim sensie, jakim ona je lubi chyba poza tym w moim sercu mieszka cały czas ktoś inny ktoś, kto zapewne już nawet nie pamięta o moim istnieniu, bo w końcu mięło już tyle lat.
Aktualnie leże w mojej pajęczynie w formie ludzkiej i się wpatruje w ciemny sufit owinięty srebrną pajęczyną i rozmyślam a co gdybym wtedy nie straciłabym rozumu po śmierci moich dzieci i zostałabym przy nim czy dziś miałabym wspaniałą rodzinę, czy jednak nic by się nie zmieniło, a to wszystko miałoby inny czas, ehh nie ma co gdybać, jestem tu i teraz. A przed śmiercią chce jeszcze zobaczyć uśmiech mojego dziecka.