Pamiętnik Pająka

Dziś mały sukces kokon się poruszył, ale może od początku.

Obudziłam się, jak było jeszcze wszędzie ciemno, a gwiazdy jeszcze świeciły na niebie, po co tak wcześnie wczoraj poszłam spać. A no tak, bo mi się nudziło ehhh nieważne. Dzień zaczął się dla mnie, jak jeszcze była noc. Od porannej gimnastyki i małym podjadaniu zwłok ostatniej upolowanej mojej ofiary tak, że została już tylko jedna noga, do zjedzenia chyba będę musiała pójść na polowanie niedługo, ale to na spokojnie. Coś się wymyśli, zresztą mój żołądek jest przyzwyczajony to tego, że rzadko spożywam posiłki, a jak już to robię to w dużych ilościach.

Pamiętam, że nawet moi starzy "znajomi" zawsze mieli mi to za złe, że nie uczestniczyłam w ich "wspólnych posiłkach" a ja po prostu nie byłam głodna, a nie lubię się zmuszać do jedzenia i nie uważam, że jestem jakoś chuda albo coś w tym stylu zresztą jak ostatnio oglądałam się w lustrze, to nawet zauważyłam, że mam delikatną oponkę na brzuchu, jak byłam w formie ludzkiej, bo w formie pajęczej to raczej trudno mi określić czy przytyłam, czy też nie. Wiesz pamiętniku, pancerz chitynowy raczej nie jest rozciągliwy i po prostu czułabym dyskomfort w noszeniu go na sobie jeżeli bym przytyła albo schudła, ale nic takiego nie ma miejsca. Mój naturalny pancerz na kończynach jest lśniący i ostry a mój sztuczny pancerz idealnie przylega do mojego ciała, problem jest tylko taki, że nie trzyma ciepła, a czasami to byłoby fajne. Ale znowu odjechałam od tematu to już inna sprawa ehhh Tilef ogarnij się za 100 lat nadal zapewne będę miała takie samo ciało jak teraz mam, patrząc na mój tryb żywieniowy i na mój metabolizm więc w przyszłości jak będę to czytała ro raczej nie będzie mnie obchodziło to czy schudłam, czy przytyłam, czy może nawet mi cycki urosły, czy może zmalały tak więc wracając do głównego tematu.

Dzień zapowiadał się pięknie i zresztą cały taki był, słońce świeciło, ptaki ćwierkały, aż by się chciało iść na spacer, ale najpierw priorytety dokładnie obejrzałam kokon, nawet kilka razy się poruszył i w niektórych miejscach się powiększył jak np. na głowie, dziwnie to wyglądało, przyłożyłam ucho nawet do ścianki kokonu w miejscu, gdzie powinna znajdować się klatka piersiowa i usłyszałam bicie serca, co mnie uszczęśliwiło, tylko że potem usłyszałam wrzask psychiczny, jak by w mojej głowie pełen bólu i cierpienia co mnie trochę zaniepokoiło, szybko napisałam kilka słów uspakajanych na kokonie i pokropiłam to moją krwią, aby słowa te mogły zadziałać, po chwili wrzask psychiczny ustał, a ja odetchnęłam z ulgą. I doszło do mnie, że to, co w tym kokonie rośnie, będzie mało gigantyczne pokłady cierpienia w sobie i mam nadzieje, że uda mi się nad tym zapanować, bo inaczej będą kłopoty, ale w końcu mrok to moja specjalność w końcu sama kiedyś byłam mrocznym pająkiem, a teraz jestem w pełni pogodzona sama ze sobą, a moje własne demony tańczą razem z moją pogodą ducha w tańcu nieustanej równowagi, ale za to muszę podziękować mojemu byłemu chłopakowi za to jak mnie nauczył, że życie to nie tylko ciemność oraz śmierć, ale to także życie i piękno.

Ta dziwne słowa jak na kogoś, kto zabija masowo ludzi, a potem zabiera ich dusze do nieba lub piekła, a następnie kiedy ich czas nadejdzie, przewozi te dusze przez pustkę otchłani do nowego świata, aby tam się narodziły na nowo no ale taki już po prostu jest Samil eh. Trochę tęsknie za nim. W ciągu mojego całego życie poznałam wielu chłopaków i nie jeden próbował zdobyć moje serce, ale żadnemu się nie udało tylko jemu ciekawe czy to jest spowodowane tym, że podczas naszego pierwszego spotkania prawie mi odciął głowę, bo chciałam go zjeść czy może dlatego, że sprzeciwił się woli swojego ojca i oszczędził inną mroczną istotę, z innego mrocznego świata pomimo jakiejś tam kłótni w ich rodzinie o wolną wole człowieka. Gdzie obie strony zgadzają się, z tym że należy tępić każdy przejaw, jak oni to mówią "każdy przejaw starej wiary" innymi słowy każda istota pochodząca z Olimpu czy z Hadesu lub innego świata jest dla nich wrogiem numer 1 ehhh, ale znowu odeszłam od tematu.

Po skrupulatnym sprawdzeniu kokonu i uspokojeniu go przybrałam ludzką formę i poszłam na spacer i trochę zabłądziłam w lesie, prawdę mówiąc, tak długo błądziłam, że słońce zaczęło być w pozycji pionowej względem ziemi, a mi się udało w końcu wyjść na jakąś drogę i dopiero na niej udało mi się określić moje położenie względem mojej jaskini i doszło do mnie, że mój tymczasowy domek w skale nie jest tak dobrze schowany jak mi się na początku wydawało co mnie trochę zasmuciło, ale szybko wpadłam na pomysł, aby nazbierać trochę liści oraz patyków i jakoś moje wejście do jaskini zamaskować, co w sumie od razu zaczęłam to robić i tak minęło całe moje popołudnie aż do wieczora, a kiedy słońce zaczęło chować się za horyzontem, przed wejściem do mojej jaskini nagle powstał nowy wielki krzak, który zasłaniał wejście i choć wiem, że to prowizorka to póki kokon się nie wykluje, to musi to mi wystarczyć, bo nie mogę teraz opuścić tego miejsca. Teraz siedzę na moim łóżku i cicho słucham mojego radyjka, kiwając głową w rytm muzyki i polerując moje naramienniki przyszyte do mojego płaszcza i zaraz idę spać.

Komentarze

Nie masz jeszcze żadnych komentarzy.