Dolina Genów : Cisza przed burzą

Nastał dzień, a wy byliście już gotowi do drogi i rozdzieleni.

Wyszliście z hotelu z paralizatorami, zapasami i dwoma butelkami wody.

– Czemu nie mogliśmy wziąć karabinu? – pyta Leo.

– Nie mamy amunicji, wiesz, byłby nieprzydatny. – „Kiedy pójdziemy na zwiady, możemy znowu pójść do pokoju ochrony parku poszukać nabojów,” odpowiadasz.

W końcu docieracie do dużego wybiegu. Drzwi, o dziwo, są nienaruszone, a na tabliczce pisze „Suchomim rs-2.”

– To ten wybieg! – mówi Jin.

– Drzwi są zamknięte. Mówili, że umiesz otwierać drzwi, więc się wykaż – mówisz do nowo poznanej koleżanki.

– Yyy dobrze, – mówi, otwierając skrzynkę z kablami.

Ty popatrzyłeś na Leo z wątpieniem w oczach.

– Nie wiem, czy mówiła prawdę. – mówisz do niego półgłosem.

– Też w to wątpię –

Zdanie przerywa dźwięk grubych stalowych drzwi otwierających się w waszą stronę.

– Zapraszam do środka, – mówi Jin.

Wszyscy wchodzicie do wybiegu i szukacie telefonu.

– Gdzie byłaś, kiedy straciłaś przytomność?

– Byłam... przy dużym drzewie, na którym było gniazdo ptaków. To ostatnie, co pamiętam.

Szliście po gęstych krzakach w poszukiwaniu wielkiego drzewa z opisu koleżanki. W końcu znaleźliście je i zaczęliście szukać telefonu.

– Masz coś? – pyta Leo.

– Nie, a ty? – odpowiadasz.

– Też nic. Musimy go znaleźć, dopóki się ściemni.

Minęło 10 minut, 15, 20, a w końcu Leo krzyczy:

– MAM GO!

– Daj to! – mówi Jin, wyrywając mu telefon z rąk.

– Co ty robisz?! Musimy zadzwonić po pomoc!

– POCZEKAJ – mówi Jin, biegnąc w głąb puszczy.

Wy nieświadomi pobiegliście za nią, krzycząc, żeby się zatrzymała. Po chwili pościgu usłyszeliście ryk.

– To suchomim... ale nie dorosły. – mówi Leo.

– Wtedy ktoś wpycha was w krzaki i powala na ziemię.

– Spokojnie, to ja! – mówi Jin zdesperowana.

– Co ty robisz!? Musimy ucie-

Usłyszeliście wtedy cichy dźwięk w krzakach obok. Odwracasz się i widzisz małego suchomima, który prawdopodobnie spał.

– To będzie hit na vlogach – mówi Jin z zadowoleniem.

Ty wyrywasz jej telefon z rąk i mówisz, że nie mamy na to czasu. W drodze powrotnej miałeś wrażenie, że coś was obserwuje. Wyjąłeś paralizator i nie zatrzymując się, patrzyłeś dookoła w poszukiwaniu zagrożenia. W końcu, po kilku minutach, z puszczy wybiegł zdenerwowany suchomim.

– Uciekaj! – krzyczy Leo.

Wszyscy biegnięcie do stalowych drzwi z nadzieją, że dinozaur was nie złapie. Musieliście biec zygzakiem, ponieważ gad nie jest tak zwinny i nie potrafi tak szybko zmieniać kierunków. Po chwili dobiegacie do drzwi i wychodzicie z wybiegu, zamykając drzwi.

– Mogliśmy przez ciebie zginąć! – krzyczysz do Jin, popychając ją.

Dziewczyna upada na ziemię i mówi:

– To wasza wina! Po co za mną biegliście?

– Stop! Nie mamy na to czasu. – „Musimy iść sprawdzić kolejny wybieg,” mówi Leo, próbując odciągnąć cię od dziewczyny.

Po chwili się otrząsnąłeś i powiedziałeś koleżance, żeby szła za wami i nie robiła głupstw. Doszliście do następnego wybiegu w całkowitej ciszy i sprawdziliście tabliczkę, na której pisało „nasuceratops -n-3 neutralny.” Weszliście drabiną na pomost, z którego można było patrzeć na wybieg. Wypatrzyłeś dwa dinozaury jedzące rośliny i trzeciego pijącego wodę.

– Tu wszystko jest dobrze. Został ostatni wybieg. – mówisz.

Zaczęliście iść do kolejnej klatki i z daleka było widać napis

„Kentrosaurus k-4 neutralny.” Chcieliście zobaczyć ilość gadów z czujki, jak zrobiliście wcześniej, ale Jin znowu wbiegła do wybiegu przez otwarte drzwi. Chciałeś za nią biec, ale Leo cię zatrzymał, mówiąc:

– Odpuść. Nie możemy ryzykować śmiercią. Jest idiotką i pakuje się w kłopoty.

Weszliście na czujkę i zobaczyliście ją biegnącą w stronę polany, na której leżał... młody kentrozaur. Prawdopodobnie zraniony. Dziewczyna położyła się w wysokiej trawie i zaczęła robić zdjęcia dinozaurowi. Wtedy matka gada wróciła. Kiedy zobaczyła obcego osobnika, nie zawahała się i machnęła ogonem, odrywając głowę nowo poznanej koleżance. Ciało upadło bezwładnie na ziemię, a telefon poleciał kilka metrów dalej.

– Nie mogę w to uwierzyć... czy ona?

– Tak. Sama się na to skazała. Musimy iść do centrum ochrony parku i poszukać amunicji, – mówi Leo z zimnym głosem.

Zaplanowaliście pójście do centrum i poszukacie przydatnych rzeczy, a potem wrócicie do hotelu.

Weszliście do pokoju i rzuciliście się przeszukiwać kolejne szafki.

– Mam coś! – mówisz, wyciągając ze skrzyni drewniane pudełko.

Kładziesz je na stole i otwierasz. W środku ukazują się 4 magazynki załadowane na maksa.

– No, i jest coś – mówi Leo.

Pakujesz skrzynkę do plecaka i rozpoczynasz powrót do hotelu. Weszliście do pokoju, rzucając plecaki na ziemię.

– Gdzie jest ta nowa? – pyta Marek.

– Nie żyje – odpowiadasz chłodno.

– Ja kto?... – pyta wystraszona Nina.

– Tak. Wbiegła do wybiegu i podeszła do dziecka. Matka się nie zawahała, mówi Leo.

– Mogła się nam przydać – mówisz.

– Prawda, ale nie możemy przestać działać. Hybris nie potrzebuje tyle snu co my. Musimy pracować szybko. Amelia i Leo pójdą na zwiady w drugą część strefy dla gości, żeby sprawdzić inne wybiegi. Teraz chodźmy spać, musimy nabrać sił na jutrzejszy dzień. Dobranoc. – mówisz.

– Ja Mialem isc na zwiady! Już mi lepiej! – mówi marek z desperacją

– nie ma opcji. Nadal jesteś poturbowany. - mówisz

– ale mówiles że bede mogł pojsc! Chce ci pomóc!

– wiem ale nie mogę ryzykować twojej śmierci. Zaczekaj jeszcze kilka tygodni zanim gdziekolwiek pójdziesz. - odpowiadasz mu z powagą

– Mhm...Prawda. Dobranoc – odpowiada Marek, zaciskając zęby i przewracając się na bok.

Nastał dzień, a Leo i Amelia byli gotowi do drogi. Wyszli z hotelu z plecakiem pełnym zapasów, 3 butelkami wody, paralizatorem schowanym głęboko na dole plecaka i nożem składanym. Kiedy wstałeś i obudziłeś Marka, Amelia i Leo właśnie odnaleźli pierwszy wybieg. Był duży z wysokimi drzewami i bardzo odurzającym zapachem.

– To pewnie odchody, – mówi Leo do wystraszonej dziewczyny.

Podeszli do tablicy z gatunkiem i ją sprawdzili.

„Albertozaur A-2. Bardzo agresywny.” – to było widoczne na kartce, a brama do klatki była wyłamana w poprzek.

Nagle poczuliście, że coś za wami stoi, odwróciliście się i zobaczyliście młodego allozaura. Nie był duży, maksymalnie 2,5 metra wysokości, ale nie zmieniało to faktu, że musieli uciekać. Amelia krzyknęła, co tylko rozwścieczyło dinozaura, który po chwili zaatakował. Leo popchnął Amelię w bok, żeby uniknąć jej śmierci. Niestety, gad był szybszy i zdążył ugryźć ją w ramię, które wybuchło krwią na wszystkie strony. Dziewczyna była żywa, ale w niesamowitym bólu. Jej przyjaciel krzyknął:

– Zostaw ją!!! – i rzucił się na dinozaura z nożem składanym w ręce.

Szybko dźgnął go kilka razy w korpus, a potem przeszedł na szyję. Młody próbował walczyć, ale ostatecznie umarł poprzez rozerwanie tchawicy i wykrwawienie. Leo był w szoku i przez kilka minut leżał przy martwym stworzeniu oszołomiony. Wtedy przypomniał sobie o dziewczynie.

– Amelia! – krzyknął przerażony i rzucił się w jej stronę.

Szybko sprawdził puls – żyła, ale nie zostało jej dużo czasu. Trzeba było działać szybko. Chłopak wziął kawałek dużego liścia i owinął go wokół ramienia koleżanki. W tym samym momencie wziął ją na plecy jak worek i zaczął biec w stronę ich bazy. Wtedy przez jego głowę przechodziły najgorsze scenariusze.

– Co jeżeli ona umrze?

– Nie wybaczę sobie tego.

– Muszę jej jakoś pomóc.

Po 10 minutach ciągłego biegu w końcu dotarł do hotelu, w którym czekałeś Ty z Markiem.

– POMOCY!!! – krzyknął zrozpaczony Leo.

– Co się dzieje? – „JEZUS MARIA, PRZYNIEŚ SZYBKO APTECZKI I LEKI,” rozkazałeś.

Marek bez wahania pobiegł do plecaka i wyjął z niego strzykawkę z lekiem przeciwbólowym i apteczkę na nagłe wypadki.

Nina siedziała w kącie, martwiąc się o stan Amelii w milczeniu. Nie znałeś się na medycynie, więc wstrzyknąłeś jej tylko środek przeciwbólowy w ranę. Po zastrzyku przestała się ruszać.

– Czy ona... umarła?!

Sprawdzasz puls z nadzieją, że to nieprawda. Na szczęście żyła i oddychała normalnie. Potrzebowaliście protezy albo czegoś, co może usztywnić jej bark.

Marek szybko wybiegł z pokoju i poleciał do apteki w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego.

– Czekaj! Nie możesz biegać w takim stanie! – krzyczysz za nim, ale on się nie odwraca, tylko biegnie na złamanie karku, drąc się, że nic mu nie będzie.

Może być trochę błędów i dziwnie napisane bo pisałem to jadąc autem które strasznie się trzęsło. Napiszcie komentarz jak wam się podobało

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Bądź pierwszą osobą, która skomentuje!