Wola sztuki

Świat się zmienił przez ostatnie lata, choć ludzie niekoniecznie. Postęp i postęp. Wszyscy go chcą, a jak już go dostali to nagle im nie pasuje. Wiem coś o tym. No bo w sumie... jestem jednym wielkim występkiem społeczeństwa. 
Tak sobie dumałam i ciągnęłam kolejne linie na muralu. No niezbyt mi się udał, ale byłam zbyt roztargniona tym, że już od jutra zaczynam naukę w nowej szkole i może tam w końcu nie będę słyszeć co pięć minut: "Co ty wyprawiasz?! To wandalizm!". Phi. Dobre sobie. Wandalizm? To sztuka! 

-Ej, co ty tam robisz?! - huknął ktoś z uliczki na dole. 

Wstałam i popatrzyłam zza balustrady, kto się tak wydziera. Ku mojemu nieszczęściu był to pan Strażnik. Od paru lat funkcje pilnowania porządku przejęli tak zwani Strażnicy, którzy muszą zajmować się działaniom przeciw łamaniu prawa. Już nie raz mnie złapali. Jego ciężko było nie zauważyć w wyróżniającym się, porządnym, białym mundurze, ale za to ja mogłam szybko wtopić się w tłum. Rzuciłam jeszcze raz okiem na moje dzieło. Jego rozmiar mnie absolutnie nie zadowalał - dwa metry na dwa? Jakaś kpina. I do tego te kolory. No naprawdę nie mogłam się skupić. Szybko podniosłam rękę, przejechałam nią w powietrzu, a wszystkie narożniki muralu, w kształcie kostek, przyleciały wprost do mnie, czego rezultatem było zniknięcie całego malunku. 

-Wymaże się później, teraz muszę spadać - stwierdziłam, patrząc za siebie, widząc jak pan Strażnik zmierza w moją stronę. 

Spokojnie przeszłam za róg uliczki, potem za kolejny, włożyłam prawą rękę do kieszeni i zaczęłam przeciskać się wśród ludzi. 
Przystanęłam dopiero na obrzeżach dzielnicy, na jakiejś ławce przed budynkiem firmy architektonicznej. Swoją drogą przez ostatnie lata zgarniali takie pieniądze, że są ustawieni chyba na paręnaście lat. Poprzedni wygląd miasta pamiętam tylko ze zdjęć. Teraz wszystko się zmieniło. Głównym budulcem stało się szkło i gładko wypolerowany metal, całkowicie odrzucono jako takie drewno i kamień. Poziom miasta znacznie podniesiono, przez co wspina się paręset metrów nad ziemią. Wszystko łączą szklane chodniki, z takimi samymi barierkami, a wielu miejscach tworzą ogromne ulice. Zabroniono jazdy samochodami, dozwolone są jedynie jednoślady i inne pojazdy rekreacyjne. Niektórych stać na, jeszcze rzadkie, samochody powietrzne. 
Rozwój technologii jest zadziwiający, mamy rok 2029, a tak wiele się zmieniło. A szczególnie artyści... Wolno uniosłam prawą dłoń, obróciłam parę razy. Miałam na niej ubraną rękawiczkę z elastycznego tworzywa, wręcz naszpikowaną elektroniką, z niewielkimi metalowymi wstawkami. Nie miała palców, ale na opuszkach palców były przyczepione niewielkie elektrody. W gruncie rzeczy jest to Narzędzie, przyrząd stworzony w ostatnich latach, ułatwiający życie artyście. Od dziecka bazgrałam, gdzie się dało, więc i teraz jest to moja wielka pasja. Narzędzia zostały stworzone, o ile dobrze pamiętam, osiem lat temu. Zaczynają je produkować na masową skalę, choć społeczeństwo niezbyt je akceptuje.

- Dlaczego? Ponieważ z Narzędzi mogą korzystać tylko ludzie uzdolnieni artystycznie, jest w nich wbudowany system, który uruchamia się jedynie przy dużej aktywności prawej półkuli mózgu. To co ich tak kłuje w oczy, to fakt, że nie udało się wynaleźć systemu, który by działał w drugą stronę, dlatego tylko pewien odsetek dostąpią zaszczytu ich używania. Sięgają one różnych dziedzin, ale moja rękawiczka jest stworzona do malowania. Dzięki specjalnym elektronicznym paletom, które mogę kupić w sklepie, w formie czterech zaczepów, rozwijających się na konkretny rozmiar, mogę na nich malować co mi się żywnie podoba, a problemem jest ich usunięcie, jeśli je przylepie do ściany czy ziemi. W podręcznym, interaktywnym menu, wyświetlającym się jako hologram, mam cały wachlarz przyrządów - od ołówków, przez farby, po spreje. Uważam sztukę za coś co musi ludzi poruszyć, zaintrygować ich, a do tego najlepszym środkiem jest tworzenie spektakularnych, wielkich dzieł o awangardowych tematach. I to właśnie robię - nie do końca legalnie, ale mam to gdzieś. Liczy się dla mnie efekt, to jest najważniejsze dla artysty. 

Powoli ściągnęłam rękawiczkę i wrzuciłam do małej torebki przy boku, jednocześnie szukając portfela. Dobrą chwilę to zajęło zanim przekopałam się przez zwykłe spreje i kosmetyki, ale w końcu dorwałam się do niego, aż mnie rozczulił któryś raz z kolei wizerunek kotka na nim. Ze środka wyciągnęłam prostokątną kartę z moim zdjęciem - brązowe włosy spięte w kucyk, dokładnie zaczesane do tyłu, rozbrykane żółte oczy i ten szelmowski uśmiech, który wskazuje, że już miałam jakiś ambitny plan. Popatrzyłam na napisy: imię i nazwisko - Rin Okayama; data urodzenia - 20 lutego 2012; rok nauki - jedna pieczątka z logiem akademii, białą czapką absolwencką w czarnym okręgu. Coś co mi dalej uświadamia, że już jestem uczennicą szkoły artystycznej dla uzdolnionych i w końcu będę wolna w swojej pasji.

Poznajcie Rin i jej przygody w świecie w którym nie zawsze akcetują sztukę . Chociaż gdy ludzie tak bardzo chcieli postępu to nagle im zaczoł nie pasować...

Komentarze

Nie masz jeszcze żadnych komentarzy.