Zoe włożyła czerwoną sukienkę — tą, w której czuje się najlepiej. Tą, która się dobrze układa. Tą, która podoba się im wszystkim... a potem ktoś wylewa na nią wino. Czerwona ciecz zostawia plamy na sukience niczym krople krwi po morderstwie.
Czy płakać...
Czy uciekać...
Aż ktoś ją łapie za rękę i ciągnie za sobą. Nie widzi jego twarzy, ale widzi obrys. Muskularna sylwetka. Blond włosy rozświetla pobliskie światło... A potem plama znika, sukienka i on. Pomieszczenie, w którym się znajduje, staje się jasne, wręcz przejaskrawione. I nagle na ciele zaciskają się czarne liny, w głowie krąż tysiące myśli, a głosy śmieją się z niej. Dziewczyna próbuje się wyrwać, szarpać, chce krzyczeć... Ale nie może. Jasność zamieniła się w ciemność.
Zoe nagle obudziła się, ciężko oddychają. Spojrzała dookoła siebie. Leon spokojnie spał, a na zegarze dochodziła dopiero 4:00. Poczuła wtedy, że to znak i to bardzo zły.
<><><>
Kolejne dni były szare, zwykłe i codzienne. Praca, spanie, a czasem taniec. Z Leonem, choć mieszkali razem, bardziej mijali się, niż spędzali razem czas. Dużo i tak gadali w pracy, a po niej chcieli mieć czas dla siebie i zająć się sobą. Zresztą nie byli razem, więc nie było do niczego zobowiązania.
Pracowali razem w jednym hotelu, ale w dwóch różnych działach. Leon był kelnerem, a Zoe barmanką w hotelowym beach barze. Z początku myśleli, że wspólna praca będzie okazją do pobycia więcej razem i rzeczywiście tak było.
– Do zobaczenia – mówili sobie, mijając się gdzieś na zapleczu, wiedząc, że porozmawiają dopiero w mieszkaniu albo i nie.
Dobijał ich również fakt, że nie kończyli, ani nie zaczynali pracy tak samo. Kiedy Zoe wychodziła, on jeszcze spał. Ona natomiast spała, gdy on wracał. Starali się ze sobą rozmawiać w każdej wolnej chwili i spędzać razem czas, choćby oglądać seriale. Nie mieli wystarczająco czasu, by poznać się lepiej. Choć znali się od najmłodszych lat, to ich relacja przypominała tą z korzyściami, niż angażowaniem się. Nie wiedzieli, czy są gotowi na coś więcej i tak utknęli. Wszystko robili razem, tylko nie byli ze sobą.
Nie mogli być też o siebie zazdrośni, ale żadne nie potrafiło powiedzieć 'nie', gdy przyłapało drugie na umawianiu się z kimś. Zoe czekała na ruch Leona. Uznała, że to on musi pokazać, że mu zależy. Zresztą już mu o tym mówiła. Problem był w tym, że Leon nigdy nie wiedział, jak to ująć w słowa. Nie chciał się przed nią otworzyć, a wtedy Zoe zrezygnowała.
– Jak widać związek, po prostu nie jest dla nas – powiedziała wtedy. – Zostańmy tylko przyjaciółmi.
<><><>
Wracając po pracy, Zoe zatrzymała się przy cukierni na rogu. Witryna była wypełniona kolorowymi ciastkami, a wśród nich baklawa. Wyglądała, jak coś, czego powinna dziś spróbować, chociaż nie powinna. Wzięła jednak jeden kawałek na wynos.
W mieszkaniu zapaliła światło, usiadła przy stole i otworzyła pudełko. Przez chwilę tylko patrzyła na ciasto, zastanawiając się, czy naprawdę powinna je zjeść. Kalorie, cukier, tłuszcz – liczby zaczęły pojawiać się w jej głowie jak alarmowe sygnały. Z drugiej strony, miała już dość tych sygnałów. Chciała żyć bez tego, ale wiedziała, że to nie będzie proste.
Wzięła łyżeczkę i spróbowała pierwszego kęsa. Było słodkie, aksamitne, z lekką nutą orzechową. Miała ten moment – siebie i kawałek ciasta i chwilę, w której nie musiała nikomu niczego udowadniać. Po chwili w głowie krążyły wyrzuty sumienia.
Czy to się kiedyś skończy? Czy ja nawet ciastka nie mogę już normalnie zjeść? Czy ja naprawdę znowu będę przez to płakać? Dlaczego? Dlaczego tak jest?
Zdążyła zjeść, za nim Leon wrócił. Czuła się, jakby popełniła zbrodnię, tylko że zamiast krwi, były okruszki pistacji. Czuła się winna. Czuła się ciężka. Czuła się obżarta.
– Może pójdziemy na spacer? – zaproponowała.
– A możemy iść. Zaraz się ogarnę – odpowiedział, a ona w głębi duszy się ucieszyła.
Jednak nie cieszyła się w tamtym momencie, że spędzą czas ze sobą, tylko że będzie mogła spalić te niepotrzebne kalorie. Nie zauważała jednak tego, że przez cały dzień poza tym ciastem, praktycznie nic nie jadła. Jej to pasowało — mało jeść, dużo spalić. Czuła, że to było jej motto.
<><><>
Następnego dnia po pracy uznała, że zrobi znowu coś dla siebie i pójdzie na zakupy. Leon i tak miał być później, a ona nie chciała sama siedzieć w domu. Nie chciała siedzieć w pustym mieszkaniu, by potem chwilę z nim porozmawiać i pójść spać. Chciała czegoś więcej.
Świat wokół niej tętnił życiem. Ludzie przemieszczali się w każdą stronę – grupy nastolatków śmiejące się przy kawiarni, zakochane pary trzymające się za ręce, rodziny z dziećmi ciągnącymi rodziców w stronę sklepów z zabawkami.
Każdy miał swój cel, swoje miejsce, do którego zmierzał. Uśmiechy na twarzach, w rękach słodkie napoje, kolorowe ubrania, przeplatające się z szarością dnia. Ona też tam była. Tylko że ona szła bez celu. Kupiła kilka drobiazgów i wzięła latte na wynos, ale potrzebowała też po prostu odpoczynku.
Trzymała w dłoni plastikowy kubek z kawą, której nawet nie czuła. Nawet nie była pewna, czy w ogóle miała na nią ochotę. Weszła tutaj tylko po to, żeby przez chwilę znaleźć się wśród ludzi. Obserwowała ich – dziewczyny przymierzające ubrania, chłopaków wybierających prezenty dla swoich dziewczyn, starszą kobietę siedzącą na ławce i jedzącą lody. Każdy wydawał się częścią czegoś większego, a ona pośród nich czuła się samotna.
Usiadła na jednej z ławek i wbiła wzrok w telefon, choć tak naprawdę nie miała nikogo, do kogo mogłaby napisać. Przewijała bezmyślnie media społecznościowe – zdjęcia znajomych z wakacji, zaręczynowe posty, piękne sylwetki. Zawsze myślała, że w jej życiu przyjdzie taki moment, kiedy poczuje, że też należy do tego świata... ale to nie nadchodziło.
Podniosła wzrok. Obok niej usiadła para – chłopak objął dziewczynę ramieniem, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Rozmawiali o czymś cicho, śmiejąc się co chwilę. Zoe przez chwilę patrzyła na nich z dziwną mieszanką zazdrości i obojętności. Chciała, żeby Leon z nią tu był i też ją traktował. Musiała jednak o tym zapomnieć.
W końcu wstała, wyrzuciła prawie nietkniętą kawę do kosza i poczuła chłodne powietrze. Miasto wciąż było pełne ludzi, rozmów, świateł. A ona? Ona nadal była sama. Wzięła do ręki telefon i odpaliła wiadomości. Napisała do Leona:
Kończysz już?
Odpowiedź przyszła szybko:
Dzisiaj będę dosyć późno.
Właśnie przyszła opóźniona dostawa zestawów.
Nie czekaj na mnie!
Obiecuję, że ci to wynagrodzę.
Nadrobimy serial innym razem.
Zoe westchnęła i widząc to, postanowiła się jeszcze przejść. Nie chciała mówić, że: 'a nie mówiłam', więc nic mu nie odpisała.
Wieczór był chłodny, ale nie na tyle, żeby wracać do mieszkania. Nie chciała tam wracać. Wtedy też dostała kolejną wiadomość od Leona:
Możemy spotkać się tutaj: link
Właśnie skończyłem jednak wcześniej niż planowałem.
To podjadę autobusem może, co?
Dlaczego nie? – pomyślała. – I tak nie będziemy zbytnio rozmawiać... Nic to nie zmieni...
Lokal był mały, z przyciemnionym światłem i cichą muzyką w tle. Nie lubiła takich miejsc, ale on je wybrał, a ona nie miała siły się sprzeczać. Zamówiła drinka i usiadła przy barze, czekając. Przyszedł kilka minut później. O dziwo miał dobrze ułożone włosy, pewny siebie uśmiech. Rozmowa była powierzchowna, ale nie miała być głęboka. Gadali o pracy, serialach i ostatnich przelotnych znajomości. Nie było tam nic o nich, o ich przyszłości, o ich uczuciach do siebie. Zoe to trochę bolało, bo chciała rozmawiać tych o tym. Chciała czuć tę bliskość, jaką jej kiedyś dawał. Nie chciała rozumieć tego, że takich chwil wiecznie nie będzie.
Po drugim drinku zapytał, czy wracają do mieszkania. Dziewczyna tylko skinęła głową. Nie spodziewała się, że będzie z tego coś więcej. Miała wrażenie, że Leonowi pasował taki stan rzeczy.
<><><>
Kiedy leżeli obok siebie w ciemnym pokoju, on szybko zasnął, a ona wpatrywała się w sufit. Czuła się jeszcze gorzej niż wcześniej. Zastanawiała się, dlaczego wciąż to robi. Dlaczego cały czas myśli o swojej sylwetce, kaloriach, o tym, jak beznadziejnie się czuje i dlaczego nastawia się na to, że Leon jeszcze kiedykolwiek z nią będzie.
Ostrożnie wysunęła się spod kołdry i poszła do łazienki. Usiadła na zimnych kafelkach i oparła głowę o ścianę. W głowie miała szum alkoholu i echo własnych myśli. Spojrzała na swoje dłonie. Beżowe paznokcie wydawały się idealne, a to tylko ona czuła, że coraz bardziej się rozpada.
Gdy wstała, postanowiła przejrzeć się w lustrze. Inni mogliby tam zobaczyć kogoś wychudzonego, zmęczonego, ledwo się trzymającego, ale ona widziała co innego.
Muszę wyglądać lepiej, chudziej, piękniej... Może wtedy mnie pokocha?
<><><>
Poranek przyniósł chłód. Zoe nie chciała wstawać, zdecydowanie wolałaby zostać w łóżku. Całe ciało błagało ją o, chociaż jeszcze pięć minut leżenia, jednak ona wiedziała, że nie może. Podniosła się z niechęcią i poszła do kuchni.
Leon już tam był i przygotował im śniadanie. Na patelni skwierczało masło, a w powietrzu unosił się aromat kawy.
Dlaczego on to robi? Dlaczego zachowuje się tak jakbyśmy byli razem?
– Dzień dobry, widzę, że ktoś tu się nie wyspał – powiedział, gdy ją zauważył. – A w dodatku zmarniał.
– Wydaje ci się – Zoe westchnęła.
– Hm... chyba jednak nie.
Dziewczyna nie chciała mu mówić, że cały czas biła się z myślami. Cały czas martwiła się o to, że taki tryb życia, zepsuje im relację. Choć dzisiaj wyjątkowo zaczynali i kończyli tak samo, to przecież nie zawsze tak było. Dodatkowo to, co siedziało jej w głowie, było niczym ciężkie motyle. Coś abstrakcyjnego, a jednak działającego na nią, aż za dobrze. Czuła, że to one ją kontrolują, a żeby była wolna, musi być lekka – wtedy one też będą.
– Co na śniadanie? – odparła, zmieniając temat.
– Jajecznica, pasuje?
Zoe skinęła głową i usiadła do stołu.
Jajka zdrowe, ale to masło... Tłuszcz... Powinnam jednak coś zjeść... Najwyżej zjem tylko trochę...
W tym momencie przyszedł jej też SMS od koleżanki z pracy – Anti:
Nie zgadniesz, kto będzie z nami pracował!
Z Anti znały się od dawna. Poznały się w pracy. Nie było można o nich powiedzieć, że są najlepszymi przyjaciółkami, ale też nie nienawidziły się. Pracowały razem w barze, a poza pracą często ze sobą pisały.
Kto? – odpisała Zoe.
Szybko dostała odpowiedź:
Hektor.
Świat jej się nagle zawalił. Wiedziała, że niedawny sen był złym znakiem. Nie spodziewała się, że aż tak. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek go spotka. Nie sądziła, że chłopak o ironio wybierze przypadkiem tę samą drogę, co ona. Przerażało ją to, co przyniosą kolejne dni.
– Coś się stało? – zapytał Leon.
– Nie, nie – odpowiedziała, choć wiedziała, że to kłamstwo.
Nie chciała spotkać demonów swojej przeszłości. Poczuła się, jakby nagle jej życie rozpada się na milion kawałków.
To nie może się dziać... nie może... – myślała.