Zoe obudziła się pierwsza. Nawet nie wiedziała, kiedy w trójkę zasnęli na jednej kanapie. Nie chcąc budzić reszty, szybko wzięła butelkę wody z kuchni i uciekła do sypialni. Zamknęła się i nagle zalała ją fala pustki. Oparła się o drzwi i zaczęła szybko oddychać. Osunęła się i usiadła, opierając głowę o kolana. Po policzkach zaczęły lecieć jej łzy. Przez chwilę tkwiła w tym stanie i poczuła się samotna.
Dlaczego to musi mi się przytrafiać? Dlaczego ja taka jestem? Dlaczego jestem taka dobra...?
– Zoe mogę wejść? – usłyszała nagle Leona za ścianą. – Muszę wziąć ręcznik!
Dziewczyna wstała przetarła szybko oczy i otworzyła drzwi.
– Jasne – powiedziała i odeszła w głąb sypialni.
– Zoe, płakałaś? – zapytał nagle.
– Skąd ten pomysł? – pociągnęła nosem i podeszła do okna.
– Widzę przecież. Za dobrze cię znam...
– Właśnie w tym problem, że nie!
– Zoe, znam cię...
– Nie pokazujesz tego, wiesz o tym? – uśmiechnęła się smutno i odwróciła do niego.
– Ale chcę...
– Czemu? Powiedz mi tylko czemu?
– Bo widzę, jak się wykańczasz. Jesteś dla każdego, a nikt dla ciebie nie. Nie chcę być jedną z tych osób.
– A i tak się tak zachowujesz!
– Zmienię się. Obiecuję. Chodźmy na kolację, czy kawę! Proszę, tylko zostań...
Uśmiechnęła się mimowolnie.
– Może zostanę...
– No weź... Proszę.
– Okej... Po pracy gdzieś wyjdziemy...
– Nie, chodźmy gdzieś dzisiaj!
– Dobrze, może pójdziemy – odpowiedziała w końcu. – Ale musisz się uspokoić.
Chłopak zadowolony z siebie opuścił pokój, a Zoe znowu ogarnął smutek.
Nie wiem, czy dobrze zrobiłam...
<><><>
Z Leonem umówili się w tym samym miejscu, co kiedyś. Znowu kawa i rozmowa. Jego spojrzenie było takie, jakby naprawdę chciał ją zrozumieć. Nie uciekała wzrokiem, choć zwykle tak robiła. Było w tym coś dziwnie znajomego.
– Cieszę się, że w końcu znowu rozmawiamy – powiedziała nagle.
– Ja też... nawet nie wiesz jak bardzo...
– Bardzo mi tego brakowało – Zoe upiła łyk kawy.
– Mi też... Naprawdę cię przepraszam. Nie powinienem się tak zachowywać.
– Ja wcale nie byłam lepsza...
A potem znaleźli się w mieszkaniu, ale jednak coś było inaczej niż poprzednio. Poczuła coś dziwnego, gdy Leon przytulał się do niej. Nie chodziło o sam dotyk – to zawsze było mechaniczne, odruchowe, coś, co robiła, ale czego zazwyczaj nie czuła. Tym razem było jednak inaczej — czuła jego spojrzenie, zbyt uważne, zbyt długo zatrzymujące się na jej twarzy. Czuła jego dotyk i ciepłą skórę. Czuła, jak w jej ciele znowu pojawiają się dobre motylki. Te wolała zdecydowanie od tych, które nawiedzały ją na co dzień...
— Myślałem, że nie lubisz się powtarzać — rzucił nagle pół żartem, kiedy leżeli obok siebie w ciemności.
— Nie lubię — odpowiedziała cicho.
— Więc?
Nie odpowiedziała od razu. Patrzyła w sufit, próbując uporządkować myśli.
— Nie wiem.
Nie mówiła tego często. Zazwyczaj wiedziała dokładnie, co robi. Wszystko miało swój schemat: znajomość, rozmowa, noc, koniec. A teraz była tu znowu z nim. To było sprzeczne, że wszystkim, co sobie ustaliła, o czym myślała.
Leon milczał przez chwilę, a potem przesunął dłonią po jej ramieniu. Nie odsunęła się.
— Wiesz, że mogłabyś po prostu powiedzieć, jeśli chcesz, żebym odszedł.
— Wiem, ale tego nie chcę.
Zoe nie lubiła przyznawać się do tego, że coś ją porusza, że cokolwiek znaczy więcej, niż powinno. Jednak jego cierpliwość, jego spokój – to wszystko działało na nią w sposób, którego się nie spodziewała. Nie była pewna, czy bardziej ją to przerażało, czy przyciągało. Ich relacja lekko się poprawiła, ale dalej czekała na jakiś gest z jego strony. Nie poprawiła się natomiast jej relacja z jedzeniem. Dalej go unikała, dalej jadła totalne minimum, dalej żywiła się głównie kawą i papierosami w przerwie. Na pewno nie pomagała jej praca w gastronomii, ale wiedziała też, że sama powinna o to zawalczyć.
<><><>
Hektor niestety nadal próbował, choć robił to w inny sposób — był subtelniejszy, ale bardziej bezpośredni niż Leon.
— Powiedz mi, dlaczego właściwie się z nim spotykasz? — zapytał pewnego dnia, kiedy zostali sami przy jednym ze stanowisk.
— Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa — odparła bez emocji.
— Może i nie... Ale wiem kogo, tak naprawdę szukasz!
Spojrzała na niego z chłodnym uśmiechem.
— Na pewno nie ciebie!
— A co jeśli to nie prawda?
Nie odpowiedziała. Było w nim coś niebezpiecznie kuszącego, coś, co przypominało jej dawną siebie – tę, która nie miała ochoty angażować się w nic, co mogłoby zostawić ślad, ale czy wciąż była tą osobą? Tą samą, którą wtedy tak potraktował?
<><><>
Wieczorem Zoe i Leon siedzieli na kanapie, oglądając jakiś film, którego fabuła uciekała jej gdzieś w tle. Czuła jego obecność obok siebie, ciepło jego ciała, spokój, który przynosił. W pewnym momencie odwrócił się w jej stronę.
— Myślisz, że to ma sens? — zapytał.
— Co dokładnie?
— To, co teraz robimy.
— Musi mieć...
Jej myśli toczyły bitwę o słuszność tej sytuacji, a on patrzył na nią przez chwilę. Zaraz potem nachylił się bliżej. Jego dłoń musnęła jej policzek, ale nie pocałował jej od razu. Czekał. Nie odsunęła się.
Pocałunek był inny niż wszystkie dotąd. Powolny, ostrożny, jakby każde ich poruszenie miało znaczenie. Nie było w tym mechanicznej rutyny ani gry, którą tak dobrze znała. Było coś więcej i to właśnie ją przerażało. Gdy się odsunęła, nie spojrzała mu w oczy. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, jakby próbując znaleźć punkt zaczepienia w rzeczywistości, która nagle zaczęła wydawać się zbyt realna.
— Co się dzieje? — zapytał cicho.
— Nic — odpowiedziała odruchowo, ale przecież oboje wiedzieli, że to nieprawda.
— Zoe...
To, jak wypowiedział jej imię, sprawiło, że napięcie w niej wzrosło. Była przyzwyczajona do dystansu. Do luźnych relacji, w których nie trzeba było niczego tłumaczyć. Zapomniała, jak to jest, gdy ktoś się o nią stara. A Leon? On chciał rozumieć, a ona nie wiedziała, czy jest gotowa, żeby pozwolić mu się zbliżyć jeszcze bardziej.
Wstała gwałtownie.
— Muszę się napić wody — rzuciła, kierując się do kuchni.
Oparła się dłońmi o blat, wpatrując się w szklankę, którą właśnie napełniła wodą. Oddychała głęboko, starając się uspokoić własne myśli.
— Przyniosę ci ją może albo wyjdę do sypialni, co?
Jego głos rozbrzmiał za jej plecami. Nie odwróciła się od razu.
— Nie chcę, żebyś wychodził — przyznała w końcu.
— Więc co jest nie tak?
Zacisnęła palce na krawędzi blatu.
— Po prostu... To nie jest łatwe.
— Ja nie zamierzam się poddać tylko dlatego, że boisz się spróbować.
Odwróciła się w końcu, napotykając jego spojrzenie. Było spokojne, pewne, ale nie nachalne.
— Nie wiem, czego ty ode mnie oczekujesz.
— Nie oczekuję niczego.
— Jeśli masz inny obraz mnie sobie wykreowany, to nam nie wyjdzie — spojrzała na Leona z wyrzutem.
<><><>
W pracy Hektor dalej krążył wokół niej.
— Jesteś dziwnie spokojna ostatnio — zauważył, opierając się o jej biurko.
— Może dlatego, że nie mam siły na twoje zaczepki.
— Albo dlatego, że ktoś inny zajmuje twoje myśli.
Spojrzała na niego chłodno.
— Może.
Nie spodziewała się, że tak łatwo przyzna mu rację. Hektor uniósł brew, jakby jej odpowiedź go zaskoczyła.
— Zaczyna mi się to nie podobać — przyznał, krzyżując ramiona.
— Nie musi się.
— Ale jednak. — Nachylił się bliżej. — Wiesz, że w każdej chwili możesz się rozmyślić.
Jego słowa zawisły między nimi. Nie odpowiedziała, bo wiedziała, że wciąż ma w sobie ten odruch – chęć ucieczki. Pytanie brzmiało, czy tym razem naprawdę chciała uciec.
<><><>
Zoe wróciła do domu później niż zwykle. Praca za barem przeciągnęła się do późnych godzin, a myśli o Hektorze i o Leonie nie dawały jej spokoju. Była zmęczona, ale to nie było fizyczne zmęczenie. Bardziej przypominało uczucie, jakby nosiła w sobie coś ciężkiego, co z każdym dniem stawało się trudniejsze do uniesienia. Kiedy usłyszała dźwięk wiadomości, już wiedziała, od kogo jest.
Jesteś już?
Przez chwilę wpatrywała się w ekran. Mogła go zignorować. Tak byłoby łatwiej, ale zamiast tego odpisała:
Tak
Kilka sekund później przyszła kolejna wiadomość:
Zaraz przyjdę, to pogadamy
Zawahała się. Jej schemat był prosty: przywiązanie oznaczało ryzyko. Im bliżej kogoś dopuszczała, tym większa szansa, że to się skończy bólem. W tym przypadku zaczynało być tak samo, a jednak odpisała:
Okej
Kiedy wszedł do jej mieszkania, nie spojrzała na niego od razu. Stała oparta o blat kuchenny, trzymając kubek herbaty, choć nie wypiła z niego ani łyka.
— Coś się stało? — zapytał.
— Nie.
Zmrużył lekko oczy, ale nie naciskał. Zdjął kurtkę i podszedł bliżej, nie dotykając jej, ale wystarczająco blisko, by poczuła jego obecność.
— To nieprawda — powiedział spokojnie.
Westchnęła, w końcu na niego patrząc.
— Nie wiem, co robię — przyznała.
— W porządku.
— Nie, nie jest. Powinno być łatwiej.
— Dlaczego?
Zacisnęła palce na kubku.
— Bo ja nigdy nie robię takich rzeczy.
— Jakich?
— Nie wpuszczam ludzi tak blisko od dawna...
Patrzył na nią uważnie.
— To dlatego, że boisz się, że cię zranią, czy dlatego, że boisz się, że to coś dla ciebie znaczy?
— Jedno i drugie — wyszeptała.
Nie spodziewała się, że podejdzie jeszcze bliżej i delikatnie odsunie kubek z jej dłoni.
— Nie musisz się spieszyć — powiedział cicho. — Ale nie zamierzam też udawać, że nic do ciebie nie czuję, choć pewnie to źle okazuję...
Zamknęła oczy na ułamek sekundy, a kiedy je otworzyła, zobaczyła w jego spojrzeniu coś, co sprawiło, że nie chciała się wycofać. To było prawdziwe, a prawdziwe rzeczy bolały najbardziej.
<><><>
Następnego dnia w pracy Hektor znów ją zaczepił.
— Wyglądasz, jakbyś całą noc nie spała.
— Dzięki, doceniam komplement — mruknęła, nie podnosząc wzroku znad dokumentów.
— To znaczy, że spędziłaś ją z nim, prawda? — Zatrzymała długopis.
— Naprawdę masz na to czas? Analizować moje życie na okrągło?
— Tylko jeśli mnie interesuje.
Podniosła na niego spojrzenie, chłodne, ale wewnętrznie rozdarte. Hektor bawił się tym wszystkim, igrał, ale ona zaczynała podejrzewać, że nie tylko dla sportu.
— I co? — rzuciła. — Masz nadzieję, że się rozczaruję?
Uśmiechnął się lekko.
— A czy to nie jest właśnie twój schemat, Zoe?
To pytanie dźwięczało jej w głowie jeszcze długo po tym, jak Hektor wrócił do swoich obowiązków, a najgorsze było to, że nie była pewna, czy nie miał racji.
<><><>
Zoe czuła się przytłoczona. Przez lata budowała wokół siebie mur – relacje były tymczasowe, powierzchowne, bezpieczne. A teraz? Teraz wszystko się komplikowało. Z Leonem było inaczej. Nie naciskał, ale był. Nie zmuszał, ale czekał, a to było bardziej przerażające niż cokolwiek innego.
Kiedy otworzyła drzwi, stał tam, jakby spodziewał się, że w końcu go wezwie. Nie pytał o nic. Nie patrzył na nią z wyrzutem, choć pewnie miałby do tego prawo.
— Dlaczego nie robisz scen? — rzuciła. — Dlaczego po prostu nie wyjdziesz i nie zostawisz mnie w spokoju?
— Bo na to właśnie liczysz.
Patrzyli na siebie przez kilka długich sekund, napięcie rosło, aż w końcu poczuła, że nie może tego znieść. Odwróciła się.
— Po prostu odejdź.
Nie usłyszała kroków, ale po chwili jego głos zabrzmiał tuż za jej plecami.
— Nie będę odchodził tylko dlatego, że boisz się tego, co czujesz.
Zacisnęła powieki. To nie miało być takie trudne. To miało być proste... Ale nic już nie było proste.
— Osobom, którym na sobie zależy, pokazuje się emocje. Ja potrzebuję gestów! Potrzebuję usłyszeć komplementy, czuła słowa, zapewnienie bezpieczeństwa... zastanów się, czy ty mi to dajesz!
<><><>
Następnego dnia w pracy Hektor znów na nią czekał.
— Coś nowego? — zapytał, opierając się o biurko.
— Nie — ucięła krótko.
— A z nim? — spojrzał na nią, gdy ta nalewała rozcieńczalnik do fiolki.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz — odpowiedziała.
— Oczywiście, że nie. Bo przecież ty nic nigdy nie wiesz, prawda?
— Daj mi spokój, Hektor!
— Nie mam takiego zamiaru.
— Dlaczego?
— Bo chcę zobaczyć, co zrobisz!
Zoe odłożyła wszystko na blat.
— A ja chcę zobaczyć, jak będziesz mi się tłumaczył i bardzo dobrze wiesz z czego — i wyszła z pomieszczenia.
<><><>
Hektora zatkało. Nie spodziewał się takiej reakcji. Pomału zaczynał rozumieć, czemu Zoe go teraz nie chcę. Choć to on z nią zerwał, to jednak czuł, że tak naprawdę ona to zrobiła.
Kto w końcu chciałby być z kim, kto nie starał się, zdradził z inną dziewczyną i jeszcze miał dość jej zaburzeń odżywiania?