Liceum Ostatniej Szansy

Akka niemal nie mogła w to uwierzyć... wygląda na to, że legendarne Liceum jakimś cudem jednak naprawdę istnieje. Już zdążyła pogodzić się z tym, że to tylko bajka, a teraz zgaszona wcześniej nadzieja zapłonęła na nowo i zamieniła się w pewność.

 Jak mogła wątpić, że pan Hrygg ma rację!? Z radości miała ochotę krzyczeć i tańczyć... ale nie teraz. Nie przy trzech nieznajomych, od których zależy, czy ją przyjmą... bo mogą jej jeszcze nie przyjąć. Nie może tego zepsuć.

Z miejsca, gdzie stała nie widziała twarzy swoich nowych znajomych, ale była pewna, że są równie zaskoczeni, jak ona. Musieli zdać sobie sprawę, przed kim stoją.

Mimo, że chyba żadne z nich nie spodziewało się, że ich wymarzona szkoła składa się z autobusu i trójki osób, z których każda zdecydowanie wyróżniałaby się wśród przeciętnego tłumu... w zasadzie gdziekolwiek.

—Zejdźcie tu do nas, nie stójcie tak w połowie wzniesienia! —zachęciła kobieta. Jej głos był zaskakująco miękki i ciepły jak na kogoś, kto nosi nieoznakowany mundur wojskowy. — To już wszyscy, czy wy tylko stoicie na warcie?

— Wszyscy. — Odezwał się Ryan. — I macie szczęście, że nie przyjechaliście minutę później, bo już by nikogo nie było.

Akka nie była pewna, czy karcenie przybyszów to dobry pomysł. Nic się jednak nie stało... to znaczy na twarzy kobiety przez moment pojawiło się coś jakby niezadowolenie, ale zaraz zastąpił je uśmiech.

—Cóż... bardzo się cieszę, że was widzę. —Oznajmiła, tonem podobnym do tego, jaki stosowali nauczyciele, kiedy Akka przekraczała próg zdawalności testów. A inni? Zerknęła na dwóch mężczyzn na tyle (miała nadzieję) dyskretnie, że nie zwrócili na to uwagi. Brodacz wyglądał na speszonego, jakby bardzo się bał, że zrobi coś nie tak... nie jest pan jedyny –pomyślała niedoszła eksplorerka. Natomiast kiedy jej wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem jednego oka tego drugiego... poczuła się nieswojo. Jednooki wydawał się czujnie obserwować wszystkich, którzy się tu zebrali. Więcej, zaglądać im w dusze... i, po tej jednej wypowiedzi, milczał, pozwalając mówić towarzyszce.

—Pewnie przynajmniej niektórzy z was są teraz pełni obaw o to, jak będzie wyglądać ich przyszłość w naszej szkole —ciągnęła blondynka —chociaż inni są w tak złej sytuacji, że każda zmianę powitają z radością... eh, sami wiecie. —urwała chyba niezadowolona z przemowy. —Może lepiej nas przedstawię. Ja jestem Idria, brodacz obok mnie to Kaneken... i jest Strażnikiem Magii, zgadliście... natomiast ten przesympatyczny jegomość z jednym okiem nazywa się Yeesh. Nasz przywódca, czy może raczej dyrektor... Może wygląda groźnie, ale jak go lepiej poznacie to zrozumiecie, że można na nim polegać. To chyba tyle, jeśli chodzi o wprowadzenie. Reszty dowiecie się po drodze. Załatwimy tutaj kilka spraw i możemy jechać.

Możemy... co!? To wszystko działo się zbyt nagle, żeby Akka zdążyła się w tym połapać. Jechać? Teraz, w tym momencie? Gdzie? Pewnie do szkoły, ale mimo wszystko: gdzie?

I że niby na tym facecie w czerni można...

—Nie tak szybko. —Odezwał się... Yeesh. Co to za imię? Nigdy takiego nie słyszała... —Sugerujesz, że powinniśmy przyjąć ich wszystkich jak leci!? Bez żadnych pytań!? —omiótł ich spojrzeniem pełnym pogardy. —Kogo my tu mamy? Dzieciaki z Podgórza, pewnie rozpuszczone i nic nie umieją.

—Ej! —zaczął Ryan, ale Hester go uciszyła. Fakt, przerywanie Yeeshowi nie wydawało się dobrym pomysłem.

—Dziewczynkę w sukience i warkoczykach. —spojrzał prosto na Akkę. —Nie pomyliłaś się przypadkiem? Nie wyglądasz mi na kogoś, kto potrzebuje ostatniej szansy...

—Dobra, już rozumiemy! —Ryan postąpił szybko kilka kroków w stronę mężczyzny bez oka... co on wyprawia!? —Nie jesteśmy tu mile widziani. Przepraszamy! Powinniśmy się byli domyśleć, że Liceum Ostatniej Szansy oznacza Pieprzoną Szkołę Wojskową Dla Super Przypakowanych Facetów Bez Oka! —demonstracyjnie odwrócił się na pięcie. —Chodźcie, dziewczyny, idziemy sobie! Naia i Acheron będą świetną dwuosobową klasą, dopóki nie każecie im współpracować!

—W zasadzie... —zaczął Acheron, ale zrezygnował z dokończenia zdania.

—Ej, Ryan, no weź, nie poddawaj się tak szybko! —jęknęła Hester. —Poza tym znów zapomniałeś o Enice.

—Och, tym razem nie zapomniałem! —zapewnił chłopak, choć jego wyraz twarzy mówił co innego. —Po prostu nie sądzę, żeby pan "Przyjmuję do mojej szkoły dla wyrzutków tylko elitę społeczeństwa" raczył zwrócić na nią uwagę!

 

—I tu się mylisz. —głos Yeesha wyrażał satysfakcję, ale też coś jeszcze... zabrzmiał jakby głębiej niż wcześniej. Akka spojrzała tam, gdzie spoglądało jedno oko nieznajomego. Tak, w miejscu, w które patrzył, naprawdę znajdowała się w tym momencie Enika. Dziewczyna nie odzywała się przez ten czas, więc... czy on ją po prostu... zauważa?

—Enika to ty, prawda? — Yeesh podszedł do dziewczyny o niezwykłych oczach. —Trudno nie zwrócić uwagi na dziewczynę, która kręci się po Wschodnich Równinach ubrana jak Rycerz, z łukiem i z mieczem przy pasie...

Akka z zaskoczeniem odkrywała wszystkie elementy wyglądu Eniki, o których mówił niesympatyczny jej (i pewnie nie tylko jej) zdaniem dowódca. Nie znała dziewczyny zbyt długo, ale przecież chyba na tyle długo, żeby zauważyć, że nosi na plecach łuk i kołczan ze strzałami... i miecz przy pasie!? Miecz!?

—Mieczem tak naprawdę nie umiem się jeszcze posługiwać. —powiedziała cicho Enika, a jej policzki pokrył rumieniec. —Ojciec... podarował mi go, kiedy wyruszałam w drogę, to... taka tradycja. Mój ojciec jest Błędnym Rycerzem, a to nasz miecz rodowy, więc...

—Chwileczkę. —weszła jej w słowo Naia. —Kiedy płynęłam tu przez południowe Równiny, spotkałam kilku Błędnych Rycerzy i Ogrodniczek, ale nie wyglądali jak ty. Jak możesz należeć do tej rasy, skoro jesteś przeciętnego wzrostu, trochę brakuje ci też do ich smukłości, do tego twoje włosy nie są ani szare, ani ogniście rude a oczy...

—Dobra, dobra, dobra. —Hester podbiegła no Naii, własnym ciałem odgradzając ją od Eniki, choć przecież nie było to potrzebne. —Już wiemy, że jesteś super mądra i spostrzegawcza. Ale nie przyszło ci do głowy bardzo proste wytłumaczenie tego faktu? Nie musisz od razu atakować Eniki!

Wyraz twarzy Bukhanki nie zmienił się ani trochę.

—Właśnie do tego zmierzałam, ale nie dałaś mi dokończyć. —westchnęła. —Zapewne zostałaś przysposobiona przez Błędnego Rycerza, Eniko? W takim razie poprawnie powinnaś go nazywać ojczymem, nie ojcem.

—A czy to takie ważne!? —wykrzyknęła Hester, po czym odwróciła się do koleżanki, której broniła. —nie przejmuj się nią, pewnie tylko chciała się popisać! Powiedz lepiej, jaki Dar ma ten miecz!

Miecze to kolejna rzecz, którą Akka znała tylko z podręczniów. Broń Błędnych Rycerzy, której czasem szukali sobie latami. Przedmioty o równie niewyjaśnionym pochodzeniu jak Efekt czy Rezydencje. Każdy był inny, każdy obdarzony innym Darem —dlatego nie dało się ich produkować. Każdy, kto chciał walczyć mieczem, musiał go sobie najpierw znaleźć... a dopóki Błędny Rycerz nie znalazł własnego Miecza, musiał posługiwać się Mieczem Rodowym. Lekcja Kultury i Ukształtowania Międzymorza w piątej klasie, a konkretniej jedyne informacje, które Akka z niej zapamiętała. Później zauważyła wyjątkowo ładnego i wyjątkowo nieruchomo siedzącego ptaka na gałęzi za oknem. Rysunek wyszedł jej na tyle dobrze, że oprawiła go w ramki... Eh, zamyśliła się.

—... nie ma tak potężnego daru, jak na przykład miecz rodowy Taunów albo Wierny należący do Serenich. —tłumaczyła Enika, a Akka uświadomiła sobie, że nie zwróciła uwagi na to, co dziewczyna mówiła wcześniej. —I oczywiście daleko mu do tych Mieczy, które Rycerze zabierają ze sobą do grobu lub oddają tylko najlepszym przyjaciołom. Mój... —tutaj zawahała się, a uśmiech radości, którą najwyraźniej sprawiła jej odrobina otrzymanej właśnie od otoczenia uwagi, przygasł. —to znaczy rodowy miecz Jonich po prostu nie wydaje żadnych dźwięków. Nigdy, nawet jak spadnie na szkło albo metal. Nazywa się Cisza. I, jak mówiłam, nie do końca umiem się nim posługiwać. Ojciec... to znaczy ojczym uczył mnie, ale nie na tyle długo, żebym potrafiła się obronić.

Naia otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Wyglądała, jakby żałowała swoich wcześniejszych słów... nic dziwnego, Enika z radosnej znów stała się tak samo przygaszona jak chyba zazwyczaj.

—Oczywiście. —Yeesh powoli pokiwał głową, a w jego jednym oku dało się dostrzec zrozumienie. —Jestem jednak pewien, że masz więcej zdolności, prawda? Sądzę, że matka nauczyła cię tego, co potrafią Ogrodniczki, wyglądasz też na osobę dosyć... nieuchwytną.

—Nie sądzę, żeby to były jakieś szczególne zdolności. —dziewczyna wzruszyła ramionami. —Poza tym, jeszcze umiem się trochę wspinać na drzewa, i całkiem mi wychodzi polowanie...

—To prawda, i jeszcze w dodatku umie gotować. —wtrąciła Hester. —No kompletne z ciebie beztalencie!

Wyglądała, jakby słowa dziewczyny ją zirytowały. W zasadzie Akka też poczuła, że Enika stała się jej bardziej... obca? niedostępna? Chociaż przecież i tak mało je łączyło... tak samo czuła się rok temu, kiedy Kenty, jej przyjaciółka, otrzymała na koniec roku wyróżnienie za najlepsze wyniki w przedmiotach eksplorerskich na tej samej akademii, na której Akka musiała odebrać dokument oficjalnie informujący ją, że nie zdała do następnej klasy.

Natomiast Yeesh wydawał się zachwycony. Twarze pozostałej dwójki która przybyła tu autobusem również zdradzały zadowolenie.

—Cóż, zapytanie Cię, co cię do nas sprowadza, pozostaje zwykłą formalnością. — zaczął Yeesh, ale kobieta w mundurze mu przerwała.

—Yeesh... To jest jedyne kryterium, według którego przyjmujemy lub odrzucamy kandydatów. Nie możesz nazwać go zwykłą formalnością. To raczej twoje pytania o umiejętności...

—Och, przestań! —spowity w czerń mężczyzna uśmiechnął się, co zdaniem Akki wyglądało jakoś nienaturalnie. —Sądzę po prostu, że Enika wie, dlaczego tu przyszła. A więc Eniko: jaki jest powód, dla którego chcesz się uczyć w naszej szkole?

Enika westchnęła.

—W zasadzie... kiedy wyruszałam w podróż, chciałam po prostu się dowiedzieć, skąd pochodzę. Właściwie moja matka... —tutaj niepewnie spojrzała na Naię, która odwróciła wzrok. —radziła mi, żebym kierowała się od razu na zachodnią ścianę Podgórza, ale, muszę się przyznać, bardzo obawiam się Rezydencji. Poszłam więc jeszcze po radę do Aszete, naszej najstarszej Śniącej, a ona kazała mi zmienić plany i iść do Myriady... nawet nie słyszałam jeszcze wtedy o waszym liceum. Dopiero, kiedy po drodze spotkałam Ryana i Hester, oni mi o tym opowiedzieli. Ale nawet teraz nie jestem jeszcze pewna, czy chcę w to wchodzić.

—A więc? Musisz zadecydować teraz. Pamiętaj, że jeśli do nas dołączysz ,zawsze możesz zrezygnować. —Acce nie mieściło się w głowie, że ten człowiek, teraz łagodny, wyrozumiały i traktujący swoją potencjalną uczennicę niemal jak ojciec to ten sam, który przed chwilą tak pogardliwie kpił sobie z Ryana, Hester i z samej Akki. Czy może być aż tak jawnie dwulicowy? Chyba, że... Jego towarzyszka mówiła o nim, że można na nim polegać. Może to oschłość i pogarda są maską, a właśnie teraz Yeesh prezentuje światu swoją prawdziwą twarz?

Enika wyglądała na prawie przekonaną.

—Skoro tak... Mam tylko jeszcze jedno pytanie. — Spojrzała na Idrię. — Proszę mi powiedzieć, czy to jest to miejsce, w które miałam trafić?

Idria wyglądała na równie zaskoczoną tym pytaniem, co Akka... tylko przez chwilę.

—Ach... racja. Ja też jestem Śniącą. — Roześmiała się. — Zdarza mi się o tym zapomnieć. Niestety, cała jasność w moim rodzie przeszła na mojego starszego brata. Moja odpowiedź będzie tyle warta co odpowiedź Yeesha albo Kanekena.

—Nie szkodzi. —twarz dziewczyny na powrót rozjaśnił uśmiech. —chcę do was dołączyć.

—Bardzo nam miło.—zapewniła Idria z uśmiechem.—kto następny?

Hester i Ryan jednocześnie wpadli na pomysł, żeby usiąść na ziemi. Akka chwilę się wahała —nie chciała robić wrażenia, że tak ważni teraz dla jej przyszłości ludzie są jej obojętni... Ale z drugiej strony — ich dowódca nazwał ją przed chwilą dziewczynką w sukience i warkoczykach, pozostała dwójka nie protestowała. Wygląda więc na to, że to ona jest im obojętna... Ale tak łatwo się nie podda. Usiadła obok Hester i postanowiła czekać na rozwój wydarzeń.

—Nie wiedziałam, że trzeba tak wymiatać żeby się tu dostać. —szepnęła jej brunetka na ucho, kiedy tylko ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. —Ten Yeesh jest straszny, co nie?

Skinęła głową, po czym spojrzała na Naię która właśnie w tym momencie postanowiła się odezwać.

—Zostałam wychowana według Bukhańskiej Zasady Potrójnej Siły. —powiedziała bez żadnego wstępu. —Silne ciało, silny umysł i silny duch. To równowaga, którą nie każdy może się poszczycić... —zerknęła na Acherona, chyba próbując rzucić mu znaczące spojrzenie ale nawet, jeśli Nadmorzanin je dostrzegł, nie zwrócił na nie uwagi.

Acheron z Filo był aktualnie dla Akki zagadką jeszcze większą niż Enika... pojawił się znikąd, nie wiedział o Liceum, właściwie cała jego osoba wydawała się być trochę... przypadkowa. Z jego wyglądu nie dało się wyczytać nawet, czy jest stary, czy młody —każda cecha z osobna mówiła co innego. I był znad Starego Morza, gdzie, jak głoszą legendy, żyją potwory, w porównaniu z którymi upiory Rezydencji wydają się małe i niegroźne. W tym momencie patrzył w dal z miną niepozwalającą odgadnąć, co chodzi mu po głowie, nawet mimo tego, że w trakcie picia herbaty odsłonił twarz i chyba o tym zapomniał.

—Ponadto —ciągnęła mieszkanka dokładnie przeciwległego końca Międzymorza —przez lata trenowałam się w gimnastyce, wspinaczce po linach i budynkach oraz wszelkich szlachetnych sportach godnych myśliciela.

—Sporty godne myśliciela to pewnie zawody w wymyślaniu frazesów na czas. —szepnął Ryan do Hester i obydwoje parsknęli śmiechem. Naia wydawała się nie zwracać na nich uwagi. Gdzie uczą takiej samokontroli!? No tak, w pradawnym mieście wznoszącym się prosto z morskich fal...

—Sam fakt, że dotarłam tutaj z Bukhu dokładnie zgodnie z planem, który stworzyłam przed udaniem się w podróż —kontynuowała niewzruszenie —najlepiej chyba świadczy o moich umiejętnościach, jeśli chodzi o samotne przemieszczanie się po nieznanym terenie.

Strażnik Magii, który przez cały czas trzymał się raczej na uboczu, wyjął z jednej z licznych przytroczonych do wszelkich elementów jego ubioru charakterystycznych dla jego profesji sakiewek mosiężny zegarek i sprawdził godzinę. To, co zobaczył, chyba mu się nie spodobało.

—Jeśli potrzebujecie jakichś dowodów moich umiejętności, to...

—To bardzo dobrze, że tyle potrafisz —Wyglądało na to, że Idria zbierała się do wypowiedzenia tych słów od dobrych kilku chwil —Ale jak już mówiłam, wasze umiejętności są sprawą drugorzędną jeśli chodzi o rekrutację. Jedynym warunkiem przyjęcia cię jest dobry powód, dla którego nie widzisz dla siebie w życiu innej drogi poza naszym Liceum. Czy możemy go poznać?

Naia nie odpowiedziała. Jej twarz, wcześniej zdecydowana i spokojna jak kamienny posąg, teraz straciła tę pewność. Długie sekundy mijały, a ona milczała, nieumyślnie skupiając na sobie uwagę zebranych.

—Czy fakt, że zawędrowałam tak daleko od domu w pogoni za niepewną pogłoską nie wystarczy? — odezwała się w końcu.

Kobieta w mundurze pokręciła głową.

—Niestety nie. Rozumiesz, to jest ten jeden jedyny warunek, nie licząc przedziału wiekowego w którym raczej się mieścisz. Jeśli nam nie powiesz, to obawiam się, że nie będziemy mogli cię przyjąć...

Gdyby Naia miała jaśniejszą karnację, prawdopodobnie właśnie by poczerwieniała. Przynajmniej wyraz jej twarzy i nagle zaciśnięte pięści mogły na to wskazywać.

Ale dlaczego zachowanie Idrii wyprowadziło ją z równowagi?

—Słuchaj uważnie. —Bukhanka utkwiła groźne spojrzenie prosto w oczach starszej od niej kobiety. Jej niski, głęboki głos brzmiał zatrważająco groźnie kiedy była wściekła. —U nas kiedy wkraczasz w dorosłe życie, możesz wybrać: albo dziedziczysz część rodzinnych posiadłości, albo łódkę. Łódka brzmi i jak gorszy wybór i w istocie jest o wiele mniej warta, ale to właśnie o nią poprosiłam. Zgadnij, dlaczego.

Chwila minęła, zanim Idria zrozumiała, że Naia czeka na jej odpowiedź.

 —Musiałaś się tu jakoś dostać... —wypowiedziała te słowa cicho i ze współczuciem. —Rozumiem, ale...

 —Nie rozumiesz! Jeszcze nie skończyłam. Ta łódka była mimo wszystko moim całym dziedzictwem. Fragmentem domu i czymś, czego używało wielu moich sławnych przodków. I wiesz, co? Na linii lasów Podgórza rzeka, którą płynęłam staje się nieżeglowna.

 Znów nastąpiła chwila ciszy.

 —Więc musiałaś...

 —Dokładnie! Zostawiłam całe moje dziedzictwo na brzegu rzeki tylko po to, żeby móc tutaj dotrzeć! Nadal masz wątpliwości, że mój powód, jaki by nie był, jest ważny!? —wykrzyczała, po czym wzięła kilka głębokich wdechów, jakby jak najszybciej próbowała się uspokoić. Wyglądała na zrezygnowaną.

 —Przepraszam, zachowałam się niegodnie. —powiedziała ze wstydem.

 Yeesh położył rękę na jej ramieniu.

 —Naia chyba właśnie udowodniła, że nie przyszła tu dla zabawy. —zwrócił się w stronę Idrii a później spojrzał na Naię —Dobrze cię rozumiem, są rzeczy, o których po prostu nie da się mówić na głos... Jesteś przyjęta.

 Znowu przez pewien czas nikt się nie odzywał. W rozmowie z Bukhanką taki sposób prowadzenia dialogu wydawał się bardziej naturalny...

 —Dziękuję. —odezwała się dziewczyna tak samo głębokim i spokojnym głosem jak wtedy, kiedy zaczynała się przedstawiać. —obiecuję też, że dołożę wszelkich starań, aby taki niepohamowany wybuch emocji więcej się u mnie nie powtórzył.

 Yeesh się uśmiechnął, co nadal wydawało się Acce nienaturalne.

 —Emocje nie są niczym złym. —zapewnił. —Musisz tylko...

 —Słuchajcie, ja nie chcę wam przerywać... —przerwał nieśmiało Strażnik —ale musimy się wyrobić z grafikiem, a jak na razie to jesteśmy bardzo spóźnieni. —wskazał na swój zegarek. —Więc może zostawcie dyskusje na później i... no, nie wiem, pospieszcie się trochę!?

 —No dobra. —jednooki mężczyzna zdjął dłoń z ramienia Naii. Coś w jego postawie się zmieniło i znów wyglądał jak przedtem —oschły i groźny. —To kto następny!? Ty! —wskazał palcem, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć.

 —Ja? —zdziwił się Acheron.

 —Tak, ty. —Yeesh postąpił kilka kroków w stronę Acherona. —Dlaczego tu przyszedłeś?

 —Ja... —Nadmorzanin zdecydowanie nie radził sobie z szybkim myśleniem.

 —Yeesh... —odezwała się Idria w tym samym momencie, co skłoniło Acherona do natychmiastowego zamilknięcia. —On mi nie wygląda na kogoś, kto ma mniej niż osiemnaście lat.

 Cóż... z tym stwierdzeniem trudno się było nie zgodzić. Osobliwy mężczyzna pojawił się w ich życiu tak nagle, że przyjęli go jak swojego, nie zastanawiając się nawet nad jego wiekiem.

 Yeesh natomiast był chyba innego zdania.

 —A zakład? —uśmiechnął się do blondynki. —No, ile masz lat?

 —Siedemnaście.

 Chyba wszyscy zebrani byli tym faktem zaskoczeni. Wszyscy poza Yeeshem.

 —Ha, a nie mówiłem? —jednooki dryblas wyglądał na niesamowicie zadowolonego z siebie. —Pewnie jesteś z Nadmorza, prawda?

Imponujące brwi siedemnastolatka uniosły się nieznacznie w górę.

 —Skąd pan wie?

 —To dość oczywiste. Masz siedemnaście lat a wyglądasz na co najmniej trzydzieści. Każdy wie, że Nadmorzanie starzeją się w ten sposób.

 —No ja na przykład nie wiedziałam. —szepnęła Hester do Akki, która właściwie też nie miała o tym pojęcia... —Ryan, a ty wiedziałeś?

 —Coś mi się tam obiło o uszy. —mruknął chłopak, zajęty rwaniem zerwanego źdźbła trawy na cienkie paski.

 Acheron zrobił zamyśloną minę.

 —To pewnie dlatego ludzie traktują mnie tu jak starszego. —doszedł do dosyć oczywistej konkluzji. —Zastanawiałem się, z czego to wynika.

 —Jasne. —westchnął Yeesh. —Co potrafisz?

 Nadmorzanin już otwierał usta, aby odpowiedzieć, ale Idria była szybsza.

 —Yeesh, proszę cię! Wystarczy, jak powie, co go tu sprowadziło.

 Przez chwilę nikt nic nie mówił a potem Acheron zrozumiał, że oczekuje się od niego odpowiedzi na nie wprost zadane pytanie.

 —Przygotowuję się do służby Pierwszego Wartownika. — powiedział tak, jakby każdy wiedział, kto to jest Pierwszy Wartownik.

 Yeesh chyba wiedział, bo przez krótką chwilę wyglądał na zadziwionego.

Akka uświadomiła sobie, że też wie. Kolejna informacja z lekcji...

Dowódca pokiwał głową w zamyśleniu.

 —W porządku. Jesteś przyjęty.

 I nic? Żadnych pytań o to, dlaczego właściwie przybysz z północy musiał dotrzeć aż tutaj w celu przygotowania się do tej służby?

 —Przyjęty? —zdziwił się Nadmorzanin a potem przez chwilę myślał intensywnie. —W sensie, że... A, bo wy myślicie, że ja tu przyszedłem po to, co oni! — oświadczył takim tonem, jakby była to niezwykle przełomowa idea. — To pomyłka, ja nawet nie wiedziałem, że tu jest jakaś szkoła. Jestem tu przypadkiem, rozłożyłem obóz nad strumieniem w drodze na południe. Podobno też mają tam morze i chciałem zobaczyć jak sobie z nim radzą.

 —Jak sobie z nim... radzimy? — Naia uniosła brew. —Co masz na myśli?

 Acheron uniósł obie brwi. Patrzyli tak na siebie — dwoje mieszkańców przeciwległych krańców Międzymorza — ze zdziwionymi minami i wyglądali dosyć zabawnie.

 —A co mogę mieć? To chyba oczywiste pytanie. Dziwne, że go nie rozumiesz, wiesz, wydawałaś się mądrzejsza ode mnie...

 —O, cholera. — szepnął Ryan. —jak oni się dowiedzą, czym dla drugiego jest morze... Będzie wojna.

 Czym dla drugiego jest morze? Akka przez chwilę nie mogła zrozumieć, co chłopak miał na myśli... ale szybko pojęła. Łagodne, życiodajne Nowe Morze dające wyrastającemu z niego miastu wszystko, czego to potrzebuje. Straszne i wyniszczające Stare Morze pełne potworów. Naia znała tylko to pierwsze morze, Acheron tylko to drugie. Ewentualne skutki tej sytuacji były łatwe do przewidzenia...

 —Dobra, później sobie pogadacie na ten temat! —odezwał się nagle Ryan ekstremalnie znudzonym głosem. —Weź się zdecyduj chłopie, czy chcesz do szkoły czy nie, bo będziemy tu siedzieć do wieczora!

 Yeesh spiorunował go wzrokiem, ale w gruncie rzeczy chyba się z nim zgadzał.

 —Właściwie... skoro już mnie przyjęliście to chyba do was dołączę. —Nadmorzanin wzruszył ramionami. —W końcu co mam do stracenia... A może tu się czegoś nauczę. W domu nie dali mi jasnych wskazówek, zresztą nikomu nie dają chyba, to taka tradycja. Ale jakby co to mogę sobie pójść?

 —Możesz. —zapewnił Strażnik Magii, w którym widocznie troska o nieubłaganie uciekający czas przezwyciężyła nieśmiałość. —Kto następny?

 Zapadła cisza. Akka nie chciała się wyrywać, sądząc, ze mogłoby to źle o niej świadczyć. Ryan i Hester też nie wyglądali na pewnych siebie... nic dziwnego, Yeesh onieśmielał chyba każdego. Naia i Acheron mierzyli się wzrokiem, zapewne zastanawiając się, o co chodzi z tym morzem. Oby dowiedzieli się jak najpóźniej.

 Ale jeśli cisza będzie się przeciągać...

 Naia wzięła głęboki oddech.

 —To teraz ja! —krzyknęła Akka prawdopodobnie trochę głośniej i szybciej niż powinna. —Jestem tu dlatego, że to moja jedyna szansa na nauczenie się, jak być eksplorerem. Robiłam chyba wszystko, żeby sprostać temu zadaniu, nawet powtarzałam klasę, ale nie jestem w stanie nauczyć się tego wszystkiego. Mój nauczyciel powiedział mi, że tylko cud mógłby mi pomóc, więc... oto jestem. —Zdecydowanie ten tekst brzmiał lepiej kiedy go sobie układała w głowie przed lustrem.

 Yeesh zrobił to, czego bała się najbardziej —uśmiechnął się pobłażliwie.

 —A wiec przychodzisz do nas, bo nie masz kompetencji do wykonywania wymarzonego zawodu? Ha, gdyby każdy tu przychodził z takimi problemami, to nie byłoby was tu sześciu, a sześćdziesięciu! Następny! —krzyknął wręcz teatralnie, a Akka poczuła się, jakby właśnie wyrwał i podeptał jej serce. Łzy napłynęły jej do oczu, ale udało jej się je powstrzymać. Nie może pokazać mu, że wygrał. Raz w życiu musi być odważna...

 —To moja ostatnia szansa, żeby odnaleźć młodszą siostrę. —Nie pozwoliła, żeby głos jej się załamał. —I żeby nie dopuścić do zaginięcia kolejnych ludzi w Efekcie. To nie jest po prostu praca.

 —Ah, idealstka! —jednooki drab uśmiechnął się szeroko. —Spokojnie, wyrośniesz z tego.

 W tamtym momencie naprawdę miała ochotę coś mu zrobić. I być może Yeesh straciłby wtedy drugie oko, gdyby nie Idria.

 —Wiesz co, to już przesada nawet jak na ciebie! —odezwała się ostrym tonem, którego chyba nikt się po niej nie spodziewał. —Przecież byłeś przy tym, jak Tamon przyszedł tu dokładnie z tego samego powodu i został przyjęty!

 Tamon?

 —Tamon Hrygg? —Akka nie mogła nie zadać tego pytania.

 Kobieta otworzyła lekko usta z zaskoczenia.

 —Znasz go!?

 —Oczywiście, to mój nauczyciel. To on polecił mi, żebym tu przyszła... —nie mogła uwierzyć w ten zbieg okoliczności. I... to znaczy, że pan Hrygg też chodził do tego Liceum. Z tego samego powodu, co Akka... a teraz jest jednym z najlepszych eksplorerów w Myriadzie. Więc jest jeszcze dla niej nadzieja!

 —Kto by pomyślał, Tamon Hrygg... —Idria lekko się uśmiechnęła. —Stał tu razem z nami tak, jak wy teraz. Tyle razem przeszliśmy! Pamietasz, Kaneken, to on dał ci ten zegarek!

 —Oczywiście, że pamiętam, jeszcze nie mam amnezji. —Strażnik Magii zabrzmiał na urażonego, co jego koleżanka postanowiła zlekceważyć.

 —Skoro to on cię tu przysłał to witamy na pokładzie!

 A więc stało się. Została przyjęta do szkoły, o której istnieniu jeszcze kilka dni temu nie miała pojęcia. Razem z ludźmi z najodleglejszych krańców Międzymorza... miała nadzieję, że wszyscy jej nowi znajomi do niej dołączą.

 Ryan właśnie postanowił się o to postarać.

 —No dobra! —wstał i energicznym krokiem podszedł do Yeesha, chyba nawet trochę przedrzeźniając sposób, w jaki tajemniczy dowódca się poruszał. Akka z miejsca uznała jego zachowanie za szaleństwo. —Żeby nie było, pamiętam, co powiedziała pani po lewej, ale domyślam się, że pana gówno obchodzi, dlaczego tu przyszedłem. Chce pan ponadprzeciętniaków, a resztę sobie pan dośpiewa, mam rację?

 Yeesh nie odpowiedział —zachował kamienny wyraz twarzy.

 —Więc tak: To jest moja okuta laska na wilki. —wskazał na laskę, którą dotąd trzymał w dłoni równolegle do podłoża, a teraz wręcz uderzył nią o ziemię. Oczywiście nie wydała dźwięku, mimo to chyba osiągnął zamierzony efekt. Z obu końców była okuta metalem. —To u nas popularna broń, Hester ma taką samą. Żeby było jasne: nigdy nie noszę przy sobie czegoś, czego nie umiem używać. , a wyjątkowo wściekłych wilków u nas w lasach nie brakuje. Jak również innego tałatajstwa. Nie poradziłbym sobie oczywiście z całą watahą, więc na takie wypadki mam flary i petardy hukowe. Zrobiłem je sam i to nie jest najtrudniejsza rzecz, jaką potrafię ogarnąć. Pracowałem między innymi jako listonosz, dostawca, kierowca autobusu linii Podgórze—Myriada, pomocnik aptekarza i kowala oraz pracownik w manufakturze materiałów wybuchowych i z każdej z tych prac wyniosłem jakieś doświadczenie. Dużo jak na rozpuszczonego dzieciaka z Podgórza, co? —kiedy wypowiadał ostatnie pytanie, z jego twarzy znikł ten nonszalancki wyraz, który zwykle na niej gościł. Jakby faktycznie chciał usłyszeć, że dużo potrafi.

 Czy Yeesh też to zauważył? Akka dałaby sobie rękę uciąć ,że zauważył.

 —Pytanie w takim razie —odparł, uśmiechając się półgębkiem, z utkwionym w Ryanie jednym okiem —co skłoniło tak wszechstronnie utalentowanego geniusza do szukania ostatniej życiowej szansy?

 —W każdej z tych prac zostałem wyrzucony góra po dwóch miesiącach. —Ryan brzmiał, jakby rzucał mężczyźnie wyzwanie. —Nie, żebym sobie z nimi nie radził. Po prostu jakoś tak się składa, że prędzej czy później kilkoma słowami doprowadzę kogoś, z kim pracuję, do załamania nerwowego. Za każdym. Pieprzonym. Razem. I nawet nie robię tego specjalnie, zwyczajnie czasem ktoś mnie wkurzy. W mojej okolicy nikt już nie chce mnie zatrudnić i jestem pewien, że gdziekolwiek zamieszkam, szybko doprowadzę do tej samej sytuacji. Innymi słowy, jestem w ciemnej dupie jeśli chodzi o zarobki i w dodatku nie potrafię się powstrzymać nawet przed doprowadzaniem do płaczu własnej siostry jak się pokłócimy o jakąś pierdołę, a to jedyna bliska mi osoba! Wystarczy!?

 Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Nikt nie ośmielił się wtrącać czegokolwiek do tego pojedynku na słowa, w który niewątpliwie się przerodziła.

 —Skoro uważasz, że nasze Liceum jest w stanie ci pomóc... —proszę bardzo. Jesteś przyjęty. —spowity w czerń dryblas znów złagodniał. Nawet się uśmiechnął! —No, to teraz twoja siostra. Jestem ciekaw, czym ona nas zaskoczy.

 —Siostra!? —zdziwił się Ryan. —Ale gdzie ona... —rozejrzał się panicznie wokoło a potem zrozumiał, o co chodzi. —A, że Hester? To nie jest moja siostra. —uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony. —poznałem ją całkiem niedawno, szliśmy w jedną stronę.

 Akka była pewna, że Hester zaraz się odezwie, żeby dorzucić swoje trzy grosze do tej historii...

 Nie odezwała się. Siedziała nadal na ziemi, oczy miała szeroko otwarte, a usta —zaciśnięte w kreskę. Akka dobrze wiedziała, co to oznacza. Ile to razy sama tak wyglądała kiedy nauczyciel ogłaszał całej klasie wyniki ich testów? Czasem nie wytrzymywała i ostrożnie pytała, czy może pójść do łazienki. Nie mogła przecież rozpłakać się przy całej klasie.

 Biedna Hester. Nauczyciele Akki byli przynajmniej wyrozumiali... nie byli Yeeshem.

 —No, teraz twoja kolej. —zachęcił jednooki.

 Hester przełknęła ślinę, wstała i lekko uniosła podbródek.

 —Ja... przyszłam tutaj tylko się zapytać, czy nie widzieliście przypadkiem mojego brata. —wyrzuciła z siebie tonem tak dumnym, jaki tylko jest w stanie osiągnąć piętnastolatka. —Wygląda tak samo jak ja, tylko... tylko jest chłopakiem. Ale mógł być też młodszy, bo uciekł z domu jak miał dziesięć lat.

 —Nie przypominam sobie nikogo takiego. —odezwała się Idria. —Ale może...

 —W porządku. W takim razie do widzenia... znaczy się żegnajcie. —to powiedziawszy odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem poszła w stronę Podgórza.

 Przyszła tylko po to, żeby zapytać o swojego brata? Akka znała Hester dopiero od kilku godzin, ale była pewna, że to do tej dziewczyny niepodobne.

 —Hester, co ty wyprawiasz!? —Ryan zdążył to krzyknąć zanim brana za jego siostrę nastolatka oddaliła się choćby o kilkanaście metrów. —Dobrze wiem, że nie mówisz prawdy! Z nas dwojga to ty bardziej świrowałaś na punkcie tej szkoły więc teraz nie wmawiaj wszystkim, że jest inaczej!

 Odwróciła się. Miała wilgotne oczy.

 —Myliłam się. —wychrypiała. —Nie wiedziałam, że trzeba mieć jakiś super powód, żeby się tu dostać... Wasze to... to są prawdziwe powody, a i tak ledwo was przyjęli! Dobra, powiem to. Jestem tu tylko dlatego, że chciałam przeżyć przygodę. Głupie, prawda?

 Akka nie wiedziała, co o tym myśleć. Z jednej strony —zasady to zasady. Ale z drugiej...

 —Weź przestań. —Ryan nie zamierzał odpuścić. —Przecież widzisz, że tego faceta gówno obchodzi, po co tu przyszłaś. On chce mieć bandę zdolniachów i tyle.

 Z oczu dziewczyny zaczęły płynąć łzy.

 —W takim razie doskonale, bo tak się składa, że nic nie umiem!

 Znowu odwróciła się do nich plecami i ruszyła w stronę dalekich lasów jeszcze szybciej niż poprzednio.

 Teraz już nikt nie wiedział, co powiedzieć. Nawet nauczyciele. Nawet Yeesh... chyba. W każdym razie się nie odezwał.

 Patrzyli tak, jak Hester odchodzi, a Acce zrobiło się naprawdę przykro.

 A potem zrezygnowaną nastolatkę chwyciła za ramię rudowłosa dziewczyna w płaszczu. Chwilę zajęło, zanim Akka przypomniała sobie, kto to... Enika.

 —Zaczekaj, ty... naprawdę odchodzisz? —głos Eniki był cichy, ale słyszalny.

 —Niestety. —westchnęła Hester. —Nawet do tego się nie nadaję.

 —Błagam cię, nie rób tego! —Migdałowate zielononiebieskie oczy też zaszły łzami. —Jeśli nie ty, to kto będzie...

 —Yeesh. —Hester wzruszyła ramionami. —od razu widać, że cię lubi. No nie maż się, poradzisz sobie. Ja i tak nie mogę zostać.

 Próbowała wyminąć Enikę ale ta ponownie zagrodziła jej drogę.

 —Jeśli ty odchodzisz —powiedziała głośniej niż zwykle —to ja idę z tobą.

 Twarz Ryana znajdowała się w polu widzenia Akki. Twarz Ryana zdradziła, że jej właściciel wpadł na jakiś pomysł.

 —Doskonale! —wykrzyknął. —Czyli nasza wycieczka do centrum Myriady nadal aktualna? Pozwólcie, że będę wam towarzyszył.

 Sprężystym krokiem dołączył do obu dziewczyn.

 —W Myriadzie, a potem dokądkolwiek zechcemy się udać. —mówiąc to, rzucił nauczycielom spojrzenie dające się przetłumaczyć jako "ha! mam was!". —Niech żyje nasza nowa drużyna! Niepotrzebny nam jakiś stary autobus, żeby dobrze się bawić!

 Akka zrozumiała, co Ryan chce osiągnąć. I miała zamiar współpracować.

 —Z tego co pamiętam, szukaliście przewodnika. —uśmiechnęła się porozumiewawczo. —Mam nadzieję, że przyjmiecie czwartą osobę?

 —Przyjmiemy wszystkich! —Ryan ostentacyjnie rozłożył ręce, a Akka podeszła do nowo formującej się grupy próbując powstrzymać się od śmiechu.

 —Chwila, to jednak idziemy zwiedzać miasto?

 To był Acheron.

 —Miasto, a później całe Międzymorze! —wyrzucony z każdej możliwej pracy nastolatek najwyraźniej świetnie się bawił. — No, chyba że wolisz zostać tu sam na sam z Naią...

 Nadmorzanin dołączył do nich bez słowa.

 Posągową twarz Bukhanki ozdobił lekki uśmiech.

 —Wygląda na to, że została wam jedna uczennica. —zwróciła się do trójki nauczycieli, którzy obserwowali rozwój wydarzeń z nieodgadnionymi wyrazami twarzy. —Chociaż, jak mawiał Cirtak, czasami warto płynąć za falą, bo to ona zbiera wszystkie wodorosty. Chyba zastosuję się do jego rady. Achero pewnie i tak zgubi się na pierwszym rozdrożu.

 —Wcale nie. —zaprotestował Acheron. —I tam jest "n" na końcu.

 —Achero brzmi lepiej. —odcięła się Naia. —to co, idziemy? Przystanek jest tam.

 W tym momencie Hester zrozumiała, co się wokół niej dzieje.

 —Co wy robicie!? —wykrzyknęła. —To głupie! Nie pozwalam wam!

 —Nie możesz mi mówić co mam robić. —Ryan uśmiechnął się szelmowsko. —Zresztą, co to za szkoła dla wyrzutków, która ma wymagania z kosmosu? Znajdziemy coś lepszego! W drogę!

 Właściwie przystanek znajdował się nie więcej niż dwadzieścia metrów od nich. Wyruszyli więc we wspólną wyprawę sposób mniej spektakularny niż zamierzali...

 To znaczy wyruszyliby, ale zanim zdążyli ujść chociażby kilka kroków, zatrzymał ich głos Yeesha.

 —Zaczekajcie!

 Akka obejrzała się za siebie niemal natychmiast, więc zobaczyła coś, czego nigdy zobaczyć się nie spodziewała: zrezygnowanego Yeesha na którego patrzyli groźnie Idria i Kaneken.

 —No dobra. —westchnął. —Wszyscy jesteście przyjęci. Zadowoleni?

 

Ten rozdział pewnie mógłby być lepiej poprawiony, ale próbuję utrzymać regularne dodawanie rozdziałów co 3 tygodnie. Nie wiem, jak długo mi to będzie wychodziło, bo mimo, że mam napisane kilkanaście rozdziałów do przodu, to teraz widzę dużo miejsc do poprawy... no cóż.

Komentarze

Nie masz jeszcze żadnych komentarzy.