Ksawery

Rozdział 1: Ksawery


To była jedna z tych dzielnic miasta, gdzie każdy chciałby zamieszkać. Piękne posiadłości z dużymi ogrodami, basenami oraz pięknie przystrzyżonymi trawnikami. Na zakup domu w tej okolicy mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi mieszkańcy; politycy, doktorzy, prawnicy, celebryci aczkolwiek tą ostatnią grupę można byłoby policzyć na palcach jednej ręki. Rodziny idealne jak ze zdjęcia bądź reklam, które codziennie bombardują nas informacjami jak wyglądać powinno wspaniałe życie. Ksawery mieszkał właśnie w jednanej z tych posiadłości. Idealny wygląd pięknej posiadłości za nic nie odzwierciedlał idealnego życia chłopaka. Duża willa została wybudowana w włoskim stylu, z ośmioma sypialniami, dziewięcioma łazienkami, domowym kinem, sauną i siłownią. Jednak była ponurym domem dla dwójki jej mieszkańców, szesnastoletniego Ksawerego i jego sześćdziesięcioośmioletniego ojczyma. Doktor Tadeusz Czarnecki był szanowanym dyrektorem prywatnej kliniki. Był perfekcjonistą w swej dziedzinie, człowiekiem stanowczym, wychowany twardą ręką, dokładnie wiedział jaką ścieżkę życia ma wybrać jego podopieczny. Prywatna szkoła medyczna była właśnie tą ścieżka jaką obrał dla Ksawerego. Pierwszy rok liceum dla Ksawerego nie był wielkim wyzwaniem. Doskonale radził sobie ze ścisłymi przedmiotami, pilnie się uczył, jednak na koniec roku z kilka przedmiotów zaliczył na ocenę dobrą. Dr Czarnecki nie był tym zachwycony, co zresztą chłopiec odczuł. W konsekwencji wakacje chłopca zleciały na spięciach z ojczymem i niezbyt miłej atmosferze domowej. Wrzesień nieco odmienił chłopaka. Wymienił całą swoją garderobę, na nieco odważniejsze kreacje, a na kruczoczarnych włosach pojawiły się blond refleksy. Okres buntu podkreślił przekłuwając uszy oraz prawy łuk brwiowy na którym pojawiła się przypięta agrafka. Pierwszy miesiąc nowego roku szkolnego upłyną Ksaweremu na licznych wagarach z kolegami, podpalaniem fajek i eksperymentowaniem w wchodzenie w dorosłe życie. Zdawał sobie sprawę, że ojczym nie będzie zadowolony jednak po 8 latach miał nieco dość ostrej dyscypliny domowej.


- Co to jest? - Ksawery zdawał sobie sprawę na co patrzy, jednak pytanie samo nasunęło się na język.


- To adres twojej nowej szkoły. Chyba nie sądziłeś, że będę płacił czesne za twoje wagary i wybryki?-odpowiedział bez emocji ojczym.


- Publiczna?! Daj spokój Tad...- nie zdążył dokończyć, gdyż doktor kontynuował swoja rozmowę.

- Do góry w pokoju masz nowe podręczniki i bilet miesięczny, również na publiczny transport. Nauczyciele chętnie już jutro ciebie zobaczą. Jest to klasa ogólna, druga B, więc możesz sobie wybrać jakieś dodatkowe zajęcia.- kończąc zdanie dał do zrozumienia, że dalsza rozmowa nie ma już sensu. Klamka zapadła. Doktor miał ciężki charakter, poza Ksawerym miał jeszcze dwójkę dzieci biologicznych, które nie utrzymywały z nim kontaktu. Ostatnie lata skupiał się na wychowaniu chłopca tak by w przyszłości mógł przejąć prywatną klinikę. Pod koniec wakacji zdał sobie sprawę, że plan który stworzył wraz z narodzinami chłopca stał się coraz to bardziej odległy. Miał jeszcze cichą nadzieję, że zmiana szkoły zmusi Ksawerego do zmiany swojego zachowania. W końcu działania jakie podjął, zmieniając szkołę, nie wykluczają powrotu chłopca na prywatną uczelnię. Tym bardziej, że miał tam znajomości, w końcu kiedyś sam tam nauczał młodych przyszłych lekarzy.



Rok szkolny w publicznej szkole zaczął się już na dobre. Z początkiem października wakacje stały się już odległym wspomnieniem. Budynek bardzo się różnił od poprzedniej prywatnej placówki. Był ogromnym kompleksem budynków w którym łatwo można było się zgubić. Odnalezienie właściwej sali w ciągu 7 minutowej przerwy wymagało dobrej znajomości budynku. Mieściła ona wiele sal lekcyjnych, aulę, siłownię, ogromną salę gimnastyczną którą przy pomocy długich ciężkich kotar można było przedzielić na 4 mniejsze sale wielkości boiska do gry w siatkówkę. Dodatkowo szkoła posiadała duże zaplecze gastronomiczne, a znaczna część piwnicy mieściła szatnie dla uczniów. Do szkoły należało jeszcze kilka mniejszych budynków w tym basen do którego przechodziło się oszklonym korytarzem unoszącym się nad dziedzińcem. Nieco dalej rozpościerał się duży plac z boiskiem do piłki nożnej, koszykówki i boiskiem do lekkoatletyki. Właśnie mijała trzecia lekcja, gdy na korytarzu rozległ się stukot dziewczęcych pantofli. Odgłosy umilkły w damskiej toalecie na końcu długiego korytarza. Dziewczyna o krótkich blond włosach zatrzasnęła drzwi ubikacji za sobą i czekała na coś co było nieuniknione. Krótko po tym do toalety weszły trzy wysokie dziewczyny. Każda w butach na niskich obcasach, w krótkich sukienkach i w pełnym makijażu, który skutecznie postarzał je o minimum 5 lat.


- Laura!


- Laura wychodź!


-Wychodź małpo! - krzyknęła dziewczyna o długich do ramion kręconych włosach. Jej brązowe oczy były przepełnione nienawiścią do Laury. To ona dowodziła grupą wymalowanych dziewczyn i to ona miała jakąś niewyjaśnioną sprawę ze swoją ofiarą. Natychmiast rzuciła się w stronę drzwi toalet i po kolei, kopiąc w nie zaczęła je otwierać. W trzeciej a zarazem ostatniej, znalazła swą ofiarę. Dziewczyny wyciągnęły za blond włosy dziewczynę z toalety i zaczęły ją szarpać, wyśmiewać i popychać. Szarpanina trwała kilka minut, gdy nagle rozległ się dzwonek, a do toalety zaczęły wchodzić inne uczennice. To był ten moment. Laura wykorzystała chwilę zamieszania i opuściła damską toaletę, zanim jej napastniczki zdołały ją dogonić. Z poszarpanymi włosami wyszła z budynku szkoły. Usiadła na murku w cichym miejscu nieopodal wejścia i zaczęła poprawiać swoją fryzurę.


- To jedna z takich szkół? - usłyszała zza rogu chłopięcy głos. Rozejrzała się, poprawiła jeszcze ostatnie potargane pasma włosów i wyjrzała za róg.


- Em...- chciała coś odpowiedzieć, jednak się zawahała.


Ksawery oparty o ścianę, stał pociągając ostatni raz papierosa. Wyrzucił niedopałek i udał się w kierunku wejścia do szkoły. Laura jeszcze przez chwilę stała w osłupieniu, skąd nieznajomy mógł wiedzieć, że prześladują ją dziewczyny. Po czym zdała sobie sprawę, że okna z toalety znajdują się dokładnie nad miejscem gdzie stał chłopak.


Nowa szkoła oferowała kilka ciekawych zajęć pozalekcyjnych; drużyna piłki nożnej, siatkówka, kółko teatralne, kółko plastyczne, basen. Ksawery co prawda był wysoki i szczupły, ale wygląd sylwetki zawdzięczał przede wszystkim dobrym genom. Dobrze odnajdował się w przedmiotach ścisłych, jednak w szkole oferowano niski poziom takich zajęć, a z całą pewnością nie chciał udzielać na nich korepetycji innym słabszym uczniom. Tak na prawdę nie musiał wybierać dodatkowych zajęć, ale w domu i tak nie miał co robić. Kółko teatralne wydawało mu się najbardziej odpowiednie. W końcu, może trochę talentu odziedziczył po rodzicach – pomyślał.


-Justyn, łap! - zawołał chłopak z numerem 5 na koszulce, kopiąc w kierunku chłopaka na pozycji ataku.


-Mam!


-Justyn! Justyn! Justyn! - krzyczały dziewczyny siedzące na trybunach.


Właśnie trwała czwarta godzina lekcyjna. Druga klasa liceum akurat miała zajęcia fizyczne. Trzynastu osobowa grupa chłopców rozgrywała mecz piłki nożnej. To właśnie w tej klasie był Justyn, szkolna gwiazda futbolu. W pierwszej klasie pokazał trenerowi swój talent sportowy, wygrywając dla drużyny szkolnej kilka ważnych meczy. W drugiej klasie przyszło mu grać na pozycji atakującego, oraz reprezentować szkolną drużynę jako kapitan. Oczywiście był gwiazdą nie tylko na murawie. Przystojny brązowo włosy chłopak był marzeniem nie jednej dziewczyny. Oddany całkowicie swej pasji nawet nie myślał o swojej popularności wśród płci przeciwnej. Może nawet i dobrze, jego kąśliwe uwagi oraz szczerość mogły by zranić nawet najgorliwszą fankę.


Żeńska część klasy również odbywała swoje zajęcia na boisku lekkoatletycznym. Dwanaście dziewczyn miało ćwiczyć dzisiaj skoki w dal w pobliżu bieżni. Tak naprawdę ćwiczyło osiem dziewczyn, Laura nie dotarła na zajęcia, a pozostałe trzy dziewczyny nie miały ochoty na zajęcia fizyczne. Chichotały i rozmawiały na temat chłopaków z klasy.


- A ten nowy, kiedy ma przyjść?- zapytała jedna z nich, odgarniając swoje gęste kręcone włosy za ramię.


- Podobno to przystojniak ze szkoły medycznej. Znając ciebie Mia, jako pierwsza pomożesz mu „odnaleźć” się w szkole.- z uśmiechem dodała inna.


- Aleś wymyśliłaś Justyno! Może nie będzie w moim guście! - zawstydziła się Mia i udając obrażona obróciła głowę.


- Ciekawe czemu teraz będzie chodził do naszej szkoły? Rok szkolny już trwa ponad miesiąc- wtrąciła kolejna dziewczyna. Jeszcze przed przerwą dokuczały Laurze w damskiej toalecie, a teraz jakby nigdy nic siedziały na murku przy bieżni i kibicowały kolegom z klasy.


Szatnie damskie i męskie do sali gimnastycznej mieściły się w podpiwniczeniu budynku i były oddalone od boiska szkolnego o 150 metrów. W prawdzie Ksawery znalazł szatnie z małą pomocą ucznia z równoległej klasy, ale już był mocno spóźniony na zajęcia, w dodatku musiał jeszcze wyjść z budynku i dotrzeć na boisko. Opuścił już szatnie i miał się udać w kierunku wyjścia, gdy zawołał go kobiecy głos zza pleców.


- Ksawery Czarnecki? Jesteś nowym uczniem 2B, prawda? Chłopacy grają w piłkę na boisku, dołącz do nich. - oznajmiła młoda nauczycielka wychowania fizycznego. Po czym dodała:


-Lauro my też dzisiaj ćwiczymy na dworze. Idź razem z Ksawerym, ja tylko zabiorę kilka rzeczy potrzebnych nam na zajęcia. - W rogu ciemnego korytarza siedziała dziewczyna z plecakiem przewieszonym przez lewe ramię. Ksawery nawet jej nie zauważył nim nauczycielka nie odezwała się do niej. Więc Laura była jego koleżanka z klasy. Otworzył drzwi i razem z koleżanką udał się na boisko. Większość drogi przeszli milcząco.


- A więc Laura jesteś.- oznajmił. Ona natomiast kiwnęła tylko głową.


- Ksawery jestem.- dodał, lecz rozmowa nie kleiła się. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale dotarli już na boisko. Na murawie mecz trwał w najlepsze, tak że nawet chłopcy nie zauważyli nowego kolegi stojącego na skraju boiska. Nauczyciel chłopaków bacznie ich obserwował, tak że przez 5 minut nawet nie zdał sobie sprawy, że na boisku czeka nowy uczeń. W międzyczasie Laura dołączyła do grupy dziewczyn, usiadła na murku niedaleko Mii i jej koleżanek . Miała spuszczoną głowę w dół starając się by dziewczyny nawet nie zwróciły na nią uwagę. Ksawery wciąż stał i przyglądał się nowym kolegą i koleżankom na boisku. Teraz w stroju do ćwiczeń nie wyróżniał się spośród rówieśników.


- To on!- pisnęła z zachwytu Justyna.


- Boże, opanuj się! Zachowuj się normalnie. Pomyśli jeszcze, że jakaś psychiczna jesteś.- szturchnęła koleżankę Mia. Po czym szybko poprawiła swoje ubranie, jakby miało to jakieś znaczenie dla Ksawerego.


- Widziałyście? Laura z nim przyszła.


- A ta to niby skąd go zna? - zapytał Mia.


Zerknęła na dziewczynę, po czym wróciła wzrokiem do Ksawerego, który właśnie zaczął grę w piłkę nożną. Zajęcia na świeżym powietrzu, były idealną okazją by dokładnie przyjrzeć się nowemu koledze. Naprawdę był przystojny. Wysoki, szczupły z wcale nie brzydką twarzą i przenikającymi zielonymi oczami. Jakby Mia miała opisać swój ideał chłopaka, to byłby nim Ksawery. Ale nie chciała dać po sobie poznać, że nowy kolega z klasy bardzo jej się podoba. Z pewnością Justyna nie dała by jej spokoju gdyby się domyśliła. Justyna była wielką gadułą i nie krępowała się mówić chłopakom wszystkiego co jej przychodziło do głowy. Mia nie miała zamiaru stać się pośmiewiskiem dzięki Justynie. Raz już się gorzko przekonała o tym, że nie może z wszystkiego zwierzać się koleżankom.

Ksawery zapoznał się z chłopakami ze swojej klasy. Grał z Justynem w jednej drużynie. Justyn na ataku on w obronie. Właściwie ta pozycja bardzo mu odpowiadała. Na tej pozycji miał najmniej pracy. Mógł stać i przyglądać się nowym twarzą, które musiał sobie jakoś poukładać w głowie. Widział, jak koleżanki z klasy się zachwycają jego wyglądem. Czuł się trochę jak na wybiegu w zoo. Każdy spoglądał na niego. Lubił zwracać na siebie, ale tylko wtedy gdy sam tego chciał. Zresztą nie zafarbowałby sobie włosów i nie przekłułby łuku brwiowego, gdyby właśnie tego nie chciał, ale dzisiaj poświęcano mu zbyt dużo uwagi. Lekcja powoli zaczęła dobiegać końca. Ksawery miał już kilka dobrych akcji za sobą, a między chłopcami panowała świetna atmosfera. Właściwie to nawiązywanie nowych kontaktów przychodziło mu z łatwością. Również Justyn nie miał takich problemów. Zresztą jako kapitan drużyny musiał wykazywać pewne cechy dowódcy. Zachwycony grą nowego kolegi, chciał zaraz po lekcji z nim porozmawiać. Na sześć minut przed dzwonkiem szatnia męska wypełniła się chłopakami. W powietrzu unosił się zapach przepoconych chłopięcych koszulek.


- Jak tam pierwsze wrażenia w nowej szkole? Można się zgubić, co? - odezwał się głos z boku.


- Nie najgorzej.- odpowiadając wychylił się, aby zobaczyć swojego rozmówcę.


- Zobaczysz jakie tu niezłe laski chodzą. Te z pierwszych klas też są niczego sobie – powiedział chłopak w bujnej modnie przystrzyżonej fryzurze, czarnym podkoszulku i długimi podartymi spodniami jeansowymi. - Tak poza tym, Adam jestem. Jak chcesz wiedzieć które tu są fajne laski to uderz do mnie. - mrugając okiem, przełożył plecak przez ramię.


- Jego to lepiej nie słuchaj...-zaśmiał się chłopak siedzący obok Adama - ...Piotrek jestem, graliśmy razem na obronie. Adam dużo obiecuje, a później sam wyrywa dziewczynę, która tobie się spodoba. Uwierz, sam się przekonałem.


-Zamiast uganiać się za dziewczynami, pomyśl lepiej o zapisaniu się do naszej drużyny piłkarskiej.- przerwał Justyn - masz potencjał, trochę podszkolimy i Piotrek będzie mieć konkurencje na pozycji obrońcy. Ćwiczymy zawsze w Poniedziałki i Piątki po lekcjach.– dodał bardzo poważnie.

- Dzięki, ale nie interesuje mnie ani piłka, ani dziewczyna na ten moment. - odparł Ksawery podnosząc plecak z ławki.

- Przemyśl to, jak co to wiesz z kim rozmawiać. W tym sezonie na pewno daleko dojdziemy w eliminacjach szkolnych.- właściwie Justyn mógł bez przerwy rozmawiać o swojej ulubionej dyscyplinie sportowej, ale dzwonek na przerwę przerwał rozmowy chłopaków.
Chłopacy wyszli z szatni i udali się w kierunku kolejnej sali lekcyjnej.
Pozostały dzień w szkole minął spokojnie. Nowa klasa chodź w porównaniu do poprzedniej była liczna, bo aż dwudziestu pięciu uczni, ale za to dzieciaki wydawały się sympatyczne. Przede wszystkim, każdy miał czas na rozmowę i drobne żarciki. W klasie biologicznej, do której uczęszczał wcześniej, panował większy rygor. Każdy z uczni był skupiony na nauce tak by w przyszłości osiągnąć wielki sukces zawodowy. Sam Ksawery lubił swój poprzedni napięty grafik zadań, który niósł za sobą liczne osiągnięcia w nauce. Z przedmiotów ścisłych uchodził za prymusa. Miał być lekarzem i to nie byle jakim. Ojczym pragnął by chłopiec poszedł w jego ślady, a w dalekiej przyszłości objął zarządzanie prywatnej kliniki doktora. Tadeusz Czarnecki wiedział, że jego biologiczne dzieci nie odziedziczyły po nim talentu do przedmiotów ścisłych oraz brakowało im ambicji by coś osiągnąć w dziedzinie medycyny. Tym bardziej skupiał się na właściwym wychowaniu i ukierunkowaniu swojego przyszywanego syna. Dlatego decyzja o zmianie szkoły zdziwiła chłopaka, doktor widocznie zmienił swoje oczekiwania, a może powód był bardziej błahy niż chłopiec mógł przypuszczać. Nie mniej jednak obecny luz w publicznej szkole bardzo mu się spodobał. Pewnie nadal by pilnie się uczył w prywatnej szkole, gdyby nie kilka ważnych decyzji, które podjął w drugiej połowie semestru pierwszej klasy. Spoglądając na jego bagaż doświadczeń, jego zachowanie wcale nie powinno dziwić ojczyma. W końcu przechodził okres dojrzewania, tyle że bardziej burzliwi niż u jego rówieśników.


Ostatni dzwonek, zakończył pierwszy dzień w nowej szkole. Uczniowie rozchodzili się do domów. Ksawery udał się na przystanek autobusowy, razem z nim w tym samym kierunku poszedł Justyn oraz Justyna.


- Zaczekaj na nas!- krzyknęła Justyna i pomachała do nieco zdziwionego kolegi.


- O, a wy też autobusem jeździcie? - szeroko się uśmiechnął.


- Tak, mieszkamy w centrum niedaleko Galerii Handlowej. - odparł Justyn.


- Chwilę, to wy razem mieszkacie, jesteście rodzeństwem? - sam sobie się dziwił, że wcześniej nie zwrócił na to uwagi.


- Bliźniakami – dodała Justyna – Justyna i Justyn Zielińscy.

- Ale mi to umknęło uwadze. Faktycznie, jak teraz na was patrzę to jesteście podobni do siebie.


- Spoko, czasem wolałbym, żeby mnie nie kojarzono z tym wymalowanym maszkaronem.- odparł kąśliwie Justyn. Odpowiedź ta skutkowała małym kuksańcem ze strony Justyny. - Zostało jeszcze 10 minut do przyjazdu autobusu. - odparł zaglądając raz na rozkład jazdy raz na zegarek na ręce.


Rozmowa nowo poznanych kolegów nieco ucichła. Stojąc z tyłu Ksawery miał okazje przyjrzeć się rodzeństwu. Pomijając buty na obcasach dziewczyny to oboje byli tego samego wzrostu, ona szczuplejsza i o delikatniejszych rysach twarzy. Jej splecione włosy opadały na prawe ramię. Miała podkręcone czarnym tuszem rzęsy, a jej usta pomalowane były brzoskwiniowym błyszczykiem. Obcisła cielista bluzeczka nie zasłaniała nawet pępka, ale za to obcisłe z wysokim stanem czarne getry z dwoma czerwonymi paskami po boku przykrywały więcej niż nie jeden chłopak by chciał. Dodatkowo miała na sobie zarzuconą za dużą kurtkę jeansową. Na tle modnie ubranej siostry Justyn wyglądał blado. Jego brązowe włosy były normalnie przycięte, nawet wymagały już wizyty u fryzjera. Ubraną miał bluzę szkolnego klubu sportowego z podwiniętymi rękawkami do łokci. Pod nią miał zwykły biały T-shirt. Na lewym nadgarstku miał ubraną już dawno nie modna sylikonową opaskę koloru niebieskiego. Do tego zwykłe szerokie spodenki i poniszczone buty sportowe. Oboje za to mieli takie same szerokie oczy szaroniebieskie.

- „Poszukiwacz Talentów”. Zostań nowa twarzą PolStaru. Wygraj swoje marzenia biorąc udział w castingu.


- Co to? - zapytał Justyn siostrę.

- Szukają ludzi do nowej edycji Poszukiwaczy Talentów. Zapisz się bracie! Na boisku też dużo aktorzycie. – zażartowała.

- Ta, sama idź.

- Szukają nowych aktorów? - Ksawery stanął obok dziewczyny.

- Interesujesz się aktorstwem? - Ksawery nie odpowiedział na to pytanie. Szukał na plakacie kiedy i gdzie odbywać będzie się casting.- Oh! Olivier będzie znowu w jury! Kocham go! Jest taki błyskotliwy i zabójczo przystojny. Zawsze wygrywa jego faworyt.


- Bo to syn producenta, wygrywają zawsze ci, których Olivier chce mieć obok siebie. - dodał od siebie Justyn, udając że temat rozmowy go nie interesuje.


- Nie prawda, Jacqueline też, ma dużo do powiedzenia. Same gwiazdy i to pierwszy raz w naszym mieście. Muszę iść z dziewczynami po autografy. - oznajmiła.


Casting miał odbyć się w sobotę za dwa tygodnie w hali towarowej. Ksawery dokładnie zapamiętał miejsce i godzinę. W między czasie podjechał autobus i wszyscy weszli do środka. Całą drogę chłopak rozmyślał czy powinien tam iść. W prawdzie interesował się aktorstwem, ale nigdy nie miał okazji się wykazać w tej dziedzinie. Ojczym trzymał pieczę nad dodatkowymi zajęciami pasierba, jedynie na co się zgodził to kilka lekcji gry na gitarze. Jednak granie okazało się mało interesującym zajęciem i szybko zrezygnował z niego. Jak Ksawery był jeszcze mały to często z ojcem bawił się różne małe teatrzyki, bardzo uwielbiał te zabawy. Teatr to też jedno z niewielu wspomnień jakie łączył z biologicznym ojcem. Spędził z nim zaledwie dwa lata. Ale o tym nie chciał myśleć. Na chwilę jego przemyślenia przerwała machająca mu na do widzenia Justyna. Jemu natomiast zostały jeszcze 3 przystanki do domu.


Wchodząc na podwórko nie spodziewał się, że zobaczy zaparkowany samochód ojczyma przed domem. Rzadko widywał go przed godzina dwudziestą w domu. Zwykle po lekcjach długie godziny spędzał sam w domu. Dzisiaj nie mógł jednak na to liczyć. Zaprosił kolegę z dawnej szkoły, a ojczym nie miał o tym się dowiedzieć. Wszedł do domu i rozmyślał jak wybrnąć z sytuacji. Może ojczym będzie siedział cały wieczór w gabinecie, jak miał w zwyczaju. Z pewnością nie przyjdzie do pokoju chłopaka i nie będzie się wypytywał o jego pierwszy dzień w nowej szkole. Doktor Czarnecki był zapracowanym człowiekiem, interweniował w życiu Ksawerego kilka razy i tylko wtedy gdy uznał, że naprawdę musi. W razie gdyby jednak postanowił się zapytać o jego dzień w nowym miejscu, Ksawery odburknie do niego kilkoma frazesami i będzie mieć spokój. Chłopak ledwo zdjął plecak w swoim pokoju, gdy przez okno zauważył jak jego gość stoi przed bramą. Szybko zbiegł po schodach w kierunku drzwi, tak by Patryk nie zdążył nacisnąć dzwonka. Przy samych drzwiach poprawił szybko rozczochrane włosy, wziął głęboki wdech i otworzył masywne drzwi wejściowe.

- Siema, wchodź! - starał się być wyluzowany. Jednak Patryk działał na niego jak sklep z cukierkami na małe dzieci. Pewnie cały by się trząsł z ekscytacji na jego widok, gdyby nie resztki godności, które kazały mu się oponować.


- Cze Mordo! Mam coś zarąbistego dla nas.- sięgał już do torby, ale Ksawery ponaglał go do pokoju. - Dobra w pokoju ci pokażę. - zaśmiał się i poszedł za przyjacielem po schodach do góry.


- Dzień dobry! - zabrzmiał groźnie głos, gdy chłopcy byli już na schodach. Dr Czarnecki właśnie wychodził z gabinetu, jak usłyszał głosy dobiegające z korytarza.

- Hej Tad...- nawet nie zdążył dokończyć zdania. Ojczym miał zwyczaj przerywać chłopakowi za każdym razem gdy ten próbował nazwać go po imieniu. W miejscach publicznych jak i w domu miał się odzywać do ojczyma per pan.


- Kim jest twój kolega? Nie wspominałeś, że ktoś dzisiaj przyjdzie. - patrzył z niezadowolona miną.


- To jest Patryk, mój nowy kolega ze szkoły. - skłamał bez żadnego zawahania i dodał – Jak miałem dać ci znać, skoro dzisiaj się poznaliśmy. Patryk gra na gitarze i właśnie idziemy do pokoju zobaczyć moje stare gitary. Możemy?- aż sam był zdziwiony jak naturalnie brzmiało to kłamstewko.


Doktor tylko popatrzył na chłopców i już nic nie odpowiedział.


- No chodź. - powiedział do przyjaciela i zaczął wchodzić na kolejne stopnie. Ojczym również postanowił wrócić do swoich obowiązków. Obracając się w stronę gabinetu, kątem oka zauważył jeszcze jak Patryk obraca się głową w kierunku Ksawerego i łapie go za rękę, a ten ciągnie go bliżej do siebie. Ze splecionymi dłońmi zniknęli za ścianą.


- Ależ twój stary cię pilnuje.


- A weź. Uczepił się mnie, chyba na starość się nudzi. Nic dziwnego, że jego dzieci nic nie chcą mieć wspólnego z nim.- zamknął drzwi od pokoju za sobą.

-Dobra, bo zapomnę. Mam prezent dla nas. Siadaj na łóżku i zaraz ci pokażę! - pociągnął Ksawerego w kierunku łóżka i kazał mu usiąść. Ciągle się uśmiechał. To właśnie bardzo podobało się chłopcu. Patryk zawsze tryskał radością i optymizmem. Nigdy nie zważał na to co powiedzą inni. Był taki dorosły. Przy nim zawsze czuł się inaczej, czuł się wolny. Pierwszy raz spotkał go w bibliotece szkolnej. Ksawery chodził wtedy do pierwszej klasy, a Patryk do drugiej. Zwrócił od razu na niego uwagę. Był tego samego wzrostu, ale gdy zaczesywał wysoko swoje blond tlenione włosy wyglądał na wyższego. Zawsze nosił obcisłe bluzki z wycięciem w kształcie litery V. Na szyi miał przewieszone naszyjniki. Przez pas przewieszoną miał niechlujnie bluzę. Od samego początku wiedział, że Patryk jest inny. Nie odstraszyło go to i pragnął go bardziej poznać. Okazja do poznania Patryka bliżej nadarzyła się szybko. Zaczęło się od krótkiej zaczepki na korytarzu, a już tydzień później zaczęli spędzać wszystkie przerwy razem. Z czasem Ksawery zaczął wracać do domu później niż trwały zajęcia. Z nowym przyjacielem zrozumiał jak bardzo jego wcześniejsze życie było nudne i puste. Wiecznie przesiadywał przed książkami, uczył się i wkuwał łacińskie nazwy części ciała. Owszem przychodziło mu to łatwo, ale wcale tego nie lubił, zrozumiał, że wszystko to robił dla ojczyma. Jednak on nie był swoim ojczymem, nie chciał takiego życie jak on. Doktor Czarnecki mając ponad sześćdziesiąt lat nadal ciężko pracował, ciągle coś czytał, przypominał sobie stare regułki medyczne. Kiedy Ksawery sobie to uświadomił, wszystko się odmieniło. Zaczął gorzej się uczyć, częściej imprezował z Patrykiem. Skosztował innego życia i już nie chciał się cofnąć.


-Ta-dam!- wyciągnął z torby kawałek zwiniętego papierka. Z kieszeni wyciągnął zapalniczkę. Odpalił skręta w swoich ustach i podał go Ksaweremu. Usiadł przy nim oparł się o ścianę i objął jedna ręką. - Sam skręcałem. Zobaczysz jak cię zrelaksuje. Koleś miesiąc obiecywał mi towar.

Ksawery popalał już kilka papierosów, jedną paczkę nawet dostał w prezencie od Patryka, ale nigdy nie próbował czegoś bardziej zakazanego. Chwile się zawahał, w końcu ojczym siedział na dole, jednak bardzo chciał zaimponować starszemu koledze. Patryk zaciągnął się kolejny raz trzymanego przez Ksawerego w ręku skręta. Po chwili przytulił się głową do chłopaka i dotknął go ręka za udo. Wtedy Ksawery też spróbował. W tle słychać było cicho puszczona muzykę z laptopa, a w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach. Było idealnie. Dawno nie był tak odprężony jak dziś. Jego serce zaczęło szybciej bić i nie był pewny czy to mieszanka marihuany z tytoniem tak na niego działała, czy ta wyjątkowa bliskość z kolegą. Tęsknił za nim od tygodnia i wiedział, że Patryk tak samo tęsknił. Ksawery pociągnął kolejny raz. Powoli wypuścił powietrze z płuc. Chwycił za rękę, która spoczywała na jego udzie, zaplótł o nią dłoń i spojrzał Patrykowi w oczy.


- Wynoś się stąd! - trzasnęły drzwi pokoju, a w progu stał rozzłoszczony ojczym. Chwycił za torbę Patryka i rzucił mu pod nogi – Nie chcę ciebie tu więcej widzieć. Zostaw Ksawerego w spokoju! - Patryk wypuścił z ręki dłoń Ksawerego i chwycił torbę, w drugiej ręce trzymał jeszcze skręta, którego chwile wcześniej zabrał z rąk przyjaciela.


- Zostaw mnie w spokoju człowieku!- krzyknął Ksawery w stronę ojczyma i pobiegł za Patrykiem. Doktor próbował go powstrzymać, ale on odepchnął jego rękę i pobiegł za jedyna osobą, którą darzył uczuciem jakiego jeszcze nie znał. Dogonił go przy drzwiach wejściowych.


- Twój stary nie jest głupi. Już dawno się domyślił. - powiedział dopalając do końca skręta.- To nie za oceny zmienił ci szkołę i całe otoczenie. - uśmiechnął się jeszcze zadziornie, jak to miewał w zwyczaju i odszedł. Ksawery nawet nie próbował za nim iść. Widząc jak odchodzi uświadomił sobie, że te wszystkie uczucia jakie targały nim dotąd, były więcej niż przyjacielskie. Wtedy to do niego dotarło. Zrozumiał, że był tak samo inny jak on. Był w nim zakochany i to już od dawna.

Komentarze

Nie masz jeszcze żadnych komentarzy.