
Rozdział 1
„Kamień w wodę”
Wiosenne słońce oświetla wieżę ratusza. Na błękitnym niebie budowla konkuruje jedynie z tribulską świątynią, wybudowaną po drugiej stronie głównego traktu. Na rynku, okalanym przez przysadziste kamienice z piaskowca, stoi pompa wodna z kranem w kształcie łba morskiego potwora i pręgierz z rzeźbą trzech sardynek na czubku, nawiązującymi do herbu miasta. W tej chwili trudno je dostrzec przez falujący tłum.
Handlarze rozłożyli stragany zgodnie z odgórnie ustaloną hierarchią. Najbliżej ratusza stoją drewniane budki rzeźników i piekarzy, będące mniejszością wśród płóciennych plandek sprzedawców owoców, warzyw, ziół i ryb. Towary piętrzą się na materiałach, glinianych misach, w koszach i skrzyniach. Dalej, na głównym trakcie, stoją wozy wypełnione workami ze zbożem i sianem, klatki z żywym inwentarzem, pochód zaś zamykają rzędy zwierząt gospodarskich.
Zbliża się pora obiadu, a tłum gęstnieje przy straganach z jedzeniem. W powietrzu unosi się zapach zupy rybnej, chleba i smażonej jagnięciny. Mężczyźni pchają się po porcję szaszłyków, kobiety zachwalają farsz, którym nadziane zostały liście winogron, a dzieci oblizują miód, jaki został im na palcach po zjedzeniu smażonych fig.
UMBRA
Obawiam się, że szaszłyki drobiowe się skończyły. (zmartwiony)
Wysoki, szczupły mężczyzna w pelerynie stara się dostrzec stoisko odgrodzone od niego grupką ludzi. Jego blade oczy zerkają spomiędzy kruczoczarnych włosów i naciągniętego na twarz ciemnego materiału.
UMBRA
Być może poprzestaniemy na chlebie z oliwą?
Co sądzisz, Karhu?
Zwraca się do śniadego chłopca, którego trzyma na rękach.
Dziecko ściąga wydatne brwi nad oczami jak węgielki.
KARHU
Cały czas jemy chleb z oliwą. (rozczarowany)
UMBRA
Świeży chleb to co innego! (zachęcająco)
Karhu zaciska usta, uwydatniając pulchne policzki.
UMBRA
No dobrze, poczekamy na kolejną partię. (pojednawczo)
W międzyczasie rozejrzyjmy się za czymś zielonym. Zdawało mi się, że gdzieś tutaj widziałem szpinak…
KARHU
A mógłbym pooglądać mięso?
Mężczyzna przygląda mu się uważnie.
UMBRA
Nie jestem przekonany do tego pomysłu.
KARHU
Ale to zupełnie obok, papo!
Wskazuje drewniane stoisko trzy kroki od nich.
UMBRA
Tu jest zbyt wiele ludzi.
Co jeśli, nie dajcie bogowie, zgubisz się w tłumie?
KARHU
Nie zgubię!
Proszę papo, tylko chwileczkę. (przymilnie)
Papa wzdycha.
UMBRA
No dobrze. Możesz tam podejść.
Tylko, Karhu. (z naciskiem)
Lekko marszczy brwi.
Przyrzeknij, że niczego nie będziesz dotykał.
KARHU
Przyrzekam. (pojednawczo)
Mężczyzna opuszcza Karhu na ziemię.
Chłopiec podchodzi do stoiska i z fascynacją wpatruje się w ułożone nierówno kawałki części ciał zwierząt.
Rzeźnik wychyla się zza lady i wiesza na haku przy daszku spory kawał mięsa.
KARHU
Dzień dobry! (wesoło)
RZEŹNIK
O?
Dopiero teraz zauważa kasztanową czuprynę wystającą zza stoiska i uśmiecha się.
A dobry, dobry!

KARHU
To są żebra, prawda?
Wskazuje na co dopiero powieszone mięso.
RZEŹNIK
Tak, to mostek wołowy.
KARHU
Wołowy znaczy… z krowy?
RZEŹNIK
Właściwie to tak.
KARHU
Aaa…
Przygląda się wiszącemu płatu mięsa.
To dlatego są takie duże. Bo krowy są duże.
RZEŹNIK
To może być powód. (rozbawiony)
Lubisz wołowinę?
KARHU
Tak, wygląda bardzo ładnie. (z uznaniem)
Rzeźnik wybucha śmiechem.
RZEŹNIK
Pytam czy lubisz JEŚĆ wołowinę.
KARHU
Och. (zawstydzony)
Umm… chyba nigdy jej nie jadłem.
RZEŹNIK
Oj, to wielka szkoda. Jest naprawdę pyszna. (rozmarzony)
Z kim tu przyszedłeś? Może uda ci się go namówić, żeby kupił ci kawałek.
KARHU
Przyszedłem tu z moim papą.
Wskazuje na Umbrę, stojącego przy straganie obok.
Rzeźnikowi rzednie mina.

RZEŹNIK
…To jest twój tata?
Chwileczkę, pokaż no mi się…
Wychyla się mocniej zza lady i dokładnie bada Karhu wzrokiem.
Ach tak, no tak… (pod nosem)
Powiedz no, czy to nie wy czasem mieszkacie w chacie Mizarów? (podejrzliwie)
KARHU
No… (zmieszany)
Mieszkamy w NASZEJ chatce.
RZEŹNIK
Po drugiej stronie klifu?
KARHU
… Chyba tak?
RZEŹNIK
Mhm… mhm…
Zerka to na Umbrę, to z powrotem na Karhu.
A ten twój tata… (przeciągle)
Opowiedz mi o nim trochę.
Umbra rozmawia ze sprzedawcą straganu obok.
UMBRA
Czy nie zakradła się tutaj pomyłka?
Zdawało mi się, że cena była niższa. (zakłopotany)
Stoi nad odłożoną kupką szpinaku, z otwartą sakiewką w dłoni.
SPRZEDAWCA
Cena jak cena, może się różnić w różnych okolicznościach. (nonszalancko)
Jak pan brać nie chcesz, to nie bierz.
UMBRA
Nie, nie, wezmę już… (pokonany)
Choć gdybym wiedział wcześniej-
Nastoletni chłopak przebiega koło straganu.
Nim mężczyzna go zauważa, gołowąs wyrywa mu sakiewkę z ręki.
UMBRA
Hej! (zaskoczony)
Rzuca się w pogoń przeciskając się przez grupę jedzących.
Hej!
Zatrzymaj się!
Zatrzymajcie tego młodzieńca!
Umbra niknie w tłumie.
KARHU
Papo?! (przestraszony)
Papo, zaczekaj!
Puszcza się między nogami przechodniów. Chwilę zajmuje mu przedarcie się przez zbitą masę ludzi i znalezienie się na ścieżce.
SPRZEDAWCA
Hej, hej! (ostrzegawczo)
Uważaj, mały!
Karhu o mały włos unika stratowania przez krowę.
Zwierze ryczy z niezadowoleniem i energicznie potrząsa głową, hałasując dzwonkiem na szyi. Chłopiec uskakuje w pośpiechu, tylko po to, by znaleźć się przed czyimś koniem. Przerażony ucieka ile sił w nogach z zatłoczonego głównego traktu.

Między kamienicami miga mu czarna peleryna.
KARHU
Papo!
Wbiega między budynki, coraz mocniej oddalając się od rynku.
W końcu łapie rąbek mięsistego materiału.
NIEZNAJOMY
Ej!
Co ty robisz, mały?! (wściekle)
Poprawia łańcuszek od peleryny, który wcisnął mu się w szyję.
Chcesz mnie udusić?
Karhu puszcza materiał i kuli się.
KARHU
Przepraszam… (spłoszony)
NIEZNAJOMY
Gówniarzeria. (pod nosem)
Odchodzi głośno stukając obcasami.
Karhu stoi pośrodku skrzyżowania uliczek i rozgląda się z lękiem.
_________________________
UMBRA
Zatrzymajcie go!
Głowa złodzieja miga mu między przechodniami. Nikt nie kwapi się, aby powstrzymać chłopaka.
Rzezimieszek wypada na trakt i uderza w rosłego mężczyznę.
Przewraca się, a sakiewka wypada mu z ręki.
Umbra dostrzega błysk kolczyka w prawym uchu chłopaka, nim ten znika między wozami, porzucając łup.
Głośno sapiąc, podnosi sakiewkę z bruku.
Przyciska dłoń do lewego boku, krzywiąc się z bólu.
UMBRA
…Karhu. (przerażony)
Wraca kilka ulic do rynku i rozgląda się gorączkowo.
Karhu!
Podchodzi do lady.
Przepraszam pana, chwilę temu był tu niespełna siedmioletni chłopiec.
Być może widział pan dokąd się udał? (rozemocjonowany)

RZEŹNIK
A ja wiem. Tyle dzieci się tu kręci. (od niechcenia)
UMBRA
Miał na sobie niebarwioną lnianą tunikę…
RZEŹNIK
Czy ja panu wyglądam na słup ogłoszeniowy? (zirytowany)
Może niech się pan przejdzie do straży miejskiej?
W końcu za coś się jej płaci, hmm?
Umbra milknie.
UMBRA
Tak właśnie zrobię. Dziękuję. (sucho)
Pośpiesznie zmierza stronę ratusza.
Bogowie, cóż za podłe miasto. (z żalem)
_________________________
Karhu ślimaczym tempem pokonuje zaułki z żółtawego kamienia. Długo zastanawia się na rozwidleniach, nie wiedząc, dokąd prowadzi którakolwiek ze ścieżek. W końcu dociera do wąskiego przejścia, nad którym dwa niewielkie łuki łączą kamienice.
W ziemię za jego plecami coś uderza.
Chłopiec odwraca się gwałtownie, nie dostrzega jednak niczego szczególnego. Za chwilę znów rozlega się łupnięcie, tym razem przytłumione, dochodzące ze skrzyni po drugiej strony uliczki. Karhu podchodzi i zagląda do środka, po czym podnosi fragment glinianej dachówki.

Jakiś cień miga mu nad głową.
GŁOS
Uuuuuu. (zawodząco)
Karhu spina się. Powoli się wycofuje.
Kolejny fragment dachówki uderza w ziemię tuż za nim, zatrzymując go.
KARHU
H-Halo? (przerażony)
Cisza.
Po dłuższej chwili Karhu odważa się postawić krok.
Dachówka z hukiem roztrzaskuje się o próg, odwracając uwagę Karhu od sylwetki, która wolno zsuwa się z niskiego łuku nad uliczką.
Złowieszczy cień pochyla się nad roztrzęsioną ofiarą…
GŁOS
Bu. (w ucho Karhu)
KARHU
Agh!!!
Odskakując potyka się o własne nogi i z plaśnięciem ląduje na pośladkach.
GŁOS
Muahahahaha!
Rozdygotany Karhu wgapia się w osobę stojącą nad nim.
Cieniem okazuje się być chłopak kilka lat starszy od Karhu, którego włosy o barwie zboża kontrastują z opaloną skórą. Gdy porusza głową, błyszczą dwa kolczyki w jego lewym uchu.
CHŁOPAK
Ahohohoo…Hohoo…
Ociera łzę śmiechu.
Aaaach… cholera, to mi wyszło… (rozbawiony)
Zerka na Karhu i mina mu rzednie.
...Oj.
KARHU
Uaaaaa!
Trze piąstkami oczy pełne łez.
CHŁOPAK
Tej no weź, to wcale nie było takie straszne! (zakłopotany)
Karhu nie przestaje płakać. Gorące krople kapią mu z brody.
Wyrzuty sumienia malują się na twarzy chłopaka.
CHŁOPAK
Mały, jak nie przestaniesz beczeć…
Sięga do kieszeni.
To dostaniesz kuksa!
Zamachuje się.
Karhu kuli się.
KARHU
Hmpf. (przestraszony)
CHŁOPAK
...Choć idę o zakład, że to byś wolał dostać.
Wyciąga ku Karhu dłoń z brunatną kulką.
Cukierek Zwędzarek.
Karhu przez moment gapi się zagubiony.
Chłopak potrząsa dłonią, aż dziecko w końcu bierze cukierek.

KARHU
Z-zwędzarek? (niepewnie)
Przygląda się podejrzliwie.
Bo jest… wędzony?
CHŁOPAK
Bo go zwędziłem. (z dumą)
Ze straganu.
Karhu bierze smakołyk do buzi i krzywi się.
Dwoma palcami ściąga coś z języka.
KARHU
…Włos.
CHŁOPAK
To nie tak źle.
Żebyś ty wiedział, co ja miałem w kieszeniach.
Rusza w dół uliczki.
Na razie, młody.
Karhu dopada go i wiesza się mu na ramieniu.
KARHU
Zaczekaj! (histerycznie)
CHŁOPAK
Co do - (zaskoczony)
KARHU
Zgubiłem mojego papę. (rozpaczliwie)
Proszę, pomóż mi go znaleźć.
Chłopak brutalnie wyszarpuje rękę.
CHŁOPAK
Gówno mnie to obchodzi! (wzburzony)
Ty się zgubiłeś, to się teraz znajduj!
KARHU
Ale ja nie wiem jak wrócić na targ. (płaczliwie)
CHŁOPAK
A wieża stoi, czy nie stoi? (kąśliwie)
Wskazuje na budynek wystający ponad dachy kamienic.
Wieża znaczy ratusz, ratusz znaczy rynek, a rynek znaczy targ.
Nie ma za co. (zbywająco)
KARHU
Nie… proszę…
Wyciąga ręce w rozpaczliwym geście.
Proszę, nie chcę zostać sam.
Proszę…proszę…
Garbi się, a oczy znów wypełniają się łzami.
Boję się… (cicho)
Chłopak przygląda się mu z kwaśną miną.
CHŁOPAK
Gyyyh… (zirytowany)
Mocno pociera twarz.
No dobra. Zaprowadzę cię na targ. (zniecierpliwiony)
Twarz Karhu rozjaśnia się nieco.
CHŁOPAK
Ale dość już mazgajenia się, dudlania, a i chlipanie też jest zakazane.
Pochyla się nad chłopcem, który sztywnieje.
Jasne? (groźnie)
KARHU
J-jasne.

Koniec Rozdziału 1