Kilka miesięcy później, gorzowski bar. Ubrany w luźne spodnie i bluzę z kapturem ciemnowłosy mężczyzna z zarostem i widocznymi poparzeniami na prawej dłoni siedział przy stole, trzymając opróżniony niedawno kufel. Podszedł do niego drugi, odziany w mundur wojskowy i z kataną na plecach. Postawił dwa pełne kufle na stole i od razu spytał:
— Czemu jesteś poszukiwany?
— To długa historia, nie warto o tym mówić. Chyba, że ty wiesz, gdzie mogę szukać człowieka zwanego Rorsarchem?
— Och, a czemu ci jest potrzebny?
— To kolejne pytanie. Wydaje mi się, że jest to człowiek, który może wiele zdziałać i jeśli uda mi się go uświadomić, to powstrzyma ekspansję Federacji. Może nie wiedzieć o ich tajnych układach. Niewielu wie.
— A więc jesteś zwolennikiem teorii spiskowych?
— Słuchaj — wziął głębokiego łyka i kontynuował — ja to wiem. To się wiąże z zadanym przez ciebie pytaniem. Federacja Polska, Poznańska mafia, arabski możnowładca, Upadli, mutanci... Wszystko się ze sobą wiąże.
— Mafia? Mutanci?
— No i wiesz już, dlaczego jestem poszukiwany. Miałem być następcą obecnego szefa mafii, a zostałem wysłany na samobójczą misję wraz z przyjaciółmi. Dwójka zginęła w Suchorzowie, a pozostała trójka najpewniej zginęła w wybuchu elektrowni parę miesięcy temu, musiałeś o tym słyszeć. Widzisz te poparzenia? — pokazał mu rękę — dostałem jeszcze parę strzałów z lasera na klatę od homunkulusa.
— Czego?
— Czegoś, czym ci z góry chcieli zasiedlić Polskę, jeśli nie ziemię. Gdzieś tam jest duchowy spadkobierca Hitlera, który chciał oczyścić Ziemię. A teraz mów, co wiesz o Rorsarchu.
— Po zrobieniu porządku w centrum, wyruszył na północ, na Mroźne Pustkowia.
— To też słyszałem, a jakieś szczegóły?
— Wiem, że był w Toruniu. Tam na pewno szybko wpadniesz na jego trop.
Adam zwrócił uwagę na miecz na plecach nieznajomego.
— Który rocznik? — zapytał
— Z dwa tysiące czwartego. Dobra rzecz.
Miedziana rękojeść z bogato zdobioną tsubą sugerowały robotę solidnego i ceniącego się rzemieślnika. Powietrze świsnęło przed twarzą Adama przez siedemdziesiąt centymetrów ostrza przelatujące mu przed twarzą — Mieszkasz tu? — zapytał jej właściciel.
— Jestem przejazdem. Zatrzymałem się tu na jakiś czas. Na szczęście jeszcze Federacja nie wchłonęła Gorzowa, więc tu jestem bezpieczny, a potem mogę ruszać na północny wschód.
— To dobrze się składa, bo wraz z moimi kumplami szukamy kogoś, kogo nic tu nie trzyma i jest przeciwko Federacji.
— Anarchiści? — zapytał niechętnie Adam.
— Nie obrażaj nas. Nie zapomnieliśmy o przedwojennej Polsce i dbamy o to, by nikt nie zapomniał. Obecnie rządzący chyba pragną zniszczyć przeszłość i zacząć budować od nowa, a nie jest to odpowiedni sposób.
— Wasz cel wydaje mi się całkiem sensowny. A na jakiej zasadzie szukacie ludzi?
— Zapewnimy pożywienie i wszystko, czego potrzeba do życia, ty będziesz nam pomagał jako dodatkowa para ramion do trzymania karabinu i kolejna głowa popierająca naszą ideę. Oczywiście, stając się jednym z nas, możesz być pewien, że zaoferujemy ci pełną pomoc i obronę w trudnych sytuacjach i będziemy liczyć na to samo.
— A nazywacie się jakoś?
— Nie szukaliśmy jakiejś bardzo wyszukanej nazwy, a po prostu czegoś, co jasno i prosto określi to, o co nam chodzi. Odrodzenie, oto my. Żadna Federacja, tylko Po lska!
— Okej. No to zaprowadź mnie do wozu i omówimy z twoimi ludźmi wycieczkę na północ.
— Szybko się zgodziłeś, myślałem, że będę musiał cię dłużej przekonywać. Nawet nie spytałeś mnie o imię.
— A po co?