Rycina 1 - Pan Felister Macbrückner
Nosił grube, okrągłe okulary, za którymi skrzętnie ukrywał swoje świńskie, malutkie oczka. Czoło miał nie za wysokie, prostokątne niemal, brwi miał dość cienkie, osadzone niemal tuż nad oczami, Twarz obłą, spory nos i wydęte usta, wiecznie błyskające śliną. Nie był miły, praktycznie nigdy, nawet, gdy się bardzo starać i nie uczył nas zbyt wiele przydatnych rzeczy. Po za matematyką ma się rozumieć i naukami przyrodniczymi, z czego i tak nie wyciągnąłem odpowiedniej wiedzy. Mówił zawsze szybko i niczego nie powtarzał dwa razy, nie tłumaczył, gdy nie rozumieliśmy. Nie stawiał też jednak żadnych ocen, co jak się później dowiedziałem jest praktykowane w szkołach, nie kazał nam pisać testów. Zamiast tego przynosił czasami wódkę na zajęcia i pił, gdy czytaliśmy. Nasi rodzice byli zbyt zajęci, by zaprzątać sobie tym głowę, my zbyt uradowani, gdy zamykał usta chociaż na moment. Ten człowiek właśnie, nauczył mnie pojmowania rzeczy szerzej, niż poprzez materię zleżałego papieru książek. Nauczył wyjaśniania pewnych spraw, pojmowania rzeczy, jako mniej lub bardziej skomplikowanych maszyn, które czasami, gdy mówią, nazywa się ludźmi.
Pan Felister Mackbrückner nie wierzył w magię. Nie wierzył w czary. Nie wierzył w demony, anioły i bogów. Nie wierzył w siły wyższe i nadprzyrodzone. Nie wierzył w los, przeznaczenie, przepowiednie i wróżby. Nie wierzył nawet w przeczucia. Był niepoprawnym wręcz racjonalistą, sądząc po tym, że pracował w końcu dla mojego lorda. Dla pana Mackbrücknera lub też „marudera” jak nazywali go moi rówieśnicy nie było niczego, czego nie dałoby się naukowo wytłumaczyć. Lewitacja? To tylko sprzężenie elektromagnetyczne. Głosy? Wiatr rozbija się na szybach. Przemiana wody w krew? To tylko rozwój stosownego gatunku bakterii. Na wszystko było zawsze wyjaśnienie. Długo mu wierzyłem, na długo po tym jak pierwszy raz widziałem lorda i na długo po tym jak zobaczyłem pierwsze czary w moim życiu. Do teraz zdarza mi się podchodzić do sprawy naukowo, gdy potrzeba zaklęć. Ludzka natura jest niezbadana.
Ciekawostka na dziś - zanim kupiłam tablet, na długo nim robiłam ilustracje akwarelą i sensowne szkice i wgl. myślałam o jakimś komiksie czy coś - postanowiłam, że Yoggotta potrzebuje rycin. Jako, że był rok 2014 i świat apek na telefon był.... no nie za ciekawy... to znalazłam jakąś stronę z prostym programem graficznym i czterema pędzlami na krzyż. Nie miałam też myszki tylko laptopa wielkości biblii tysiąclecia. Ilustracje robione są na touchpadzie tego cudnego sprzętu... zastanawiałam się czy nie zrobić redrawu..... ale pasują do tego co mógłby naszkicować Cyrus. Są tak idealnie krzywę i niepoprawne, zrobione w biegu i niedociągnięte jak były by jego prace więc.... postanowiłam, że te zostają. Po co to piszę? Otóż nie wiem, ale teraz jesteście bogatsi o tę wiedzę i biedniejsi o jakieś 2 minuty życia. Etera
Brak komentarzy
Bądź pierwszą osobą, która skomentuje!