Niewidzialny

Szczęk metalu uderzanych o siebie mieczy dzwonił mu w uszach. Zafascynowany każdym ruchem, podziwiał taniec ostrzy prezentowany przez mistrzów fechtunku.  Treningi najlepszych wojowników na miejskim placu zawsze przyciągały tłumy ludzi. Jednak jeden z nich był najwierniejszym obserwatorem.

- Ojcze… - zaczął niepewnie Dazan – czy… czy ja też zostanę kiedyś takim wojownikiem?

Ojciec wpatrywał się jeszcze przez chwilę w wymianę uderzeń Tugrica i Lathrella, po czym uniósł lekko kącik ust i skierował wzrok na syna.

- Jeśli będziesz bardzo tego pragnął i los nie poskąpi oręża… - Położył rękę na ramieniu swojego pierworodnego. Powieki chłopca momentalnie rozszerzyły się do granic możliwości, a oczy wypełnił blask najszczęśliwszego dziecka na świecie. Powiada się, że ojciec jest pierwszym bohaterem syna i tak też było w przypadku Dazana.

Zadreel - bo tak miał na imię ojciec – sprawował pieczę  nad miastem i dowodził grupą wojowników, których uznawano może za niezbyt rozważnych, lecz honorowych i oddanych do bólu stolicy południowego kontynentu. Byli zgranym oddziałem, a ich metody walki odbiegały nieco od przyjętych standardów. Wysyłano ich na najtrudniejsze misje, których zazwyczaj nikt nie raczył się  podejmować. Nazywani byli Głupcami z Gaspstal.

- Że też, ten kurewsko wielki miecz targa taki przygłup! – rzucił Lathrell w stronę swojego potężnego rywala. Powoli uspokajając oddech, nie dawał poznać po sobie zmęczenia. Jego przeciwnik wyróżniał się nietuzinkowym wzrostem, sięgając ponad sześć stóp wysokości, a to w połączeniu z kupą mięśni i żelastwa, dawało obraz prawdziwego zakapiora.

- Wielki chłop, wielki miecz – odparł Tugric, po czym splunął na ziemię, osiadł niżej na kolanach stabilizując postawę i wziął obszerny zamach, przygotowując się do potężnego uderzenia. – Łap to śmieszku.

- Heh… znowu to gówno… - syknął Lathrell i zmieniając chwyt na obu mieczach, przygotował się do bloku.

Pomimo dużej odległości Tugric wykonał cięcie w stronę swojego szydercy, wywołując potężny podmuch wiatru. W ostatniej chwili Zadreel złapał syna, by uchronić go przed nadciągającą mocą wyzwoloną z dwuręcznego ostrza. Większość gapiów nie zdołała oprzeć się sile uderzenia, które zwaliło ich z nóg. Nastała cisza, a twarze zebranych wokół pojedynku ludzi ogarnęło przerażenie. Kłębiące się chmury kurzu, powoli zaczęły opadać.

- Jak zwykle lubisz się popisać! – krzyknął Lathrell, spoglądając na wyrytą przed sobą ziemię, która powstała na skutek jego oporu przed mocą.

- Jeszcze stoisz? -  odparł Tugric, podpierając się o rękojeść swojego miecza wbitego w ziemię.

- Panowie dość na dzisiaj – wtrącił Zadreel dosadnym tonem.

- Gówno mi zrobisz tym wicherkiem... – Lathrell schował miecze do pochew skrzyżowanych na plecach. Na twarzy Tugrica wymalował się drobny uśmieszek. Choć pojedynki pomiędzy wojownikami bywają zawzięte, to darzą oni siebie ogromny szacunkiem, który zwykle pieczętują porządnym uściskiem dłoni po zakończonej walce.

              Zachwycony Dazan pognał szybko w stronę Lathrella i Tugrica. Chłopiec był ulubieńcem całego oddziału. Uwielbiał podziwiać odzienia i zbroje wojowników, lecz najbardziej lubował się w mieczach, na co ojciec przystawał z lekkim grymasem. Mniejszy z rywali wyciągnął jedno ze swoich ostrzy, dając je potrzymać radosnemu dziecku.

- Jest piękny! - młodzian chwycił miecz Lathrella – I jaki lekki!

              Twarze mężczyzn natychmiast wypełnił ciepły uśmiech. Widok szczęśliwego Dazana rozgrzewał serca nawet największych twardzieli.

- Też kiedyś będę jednym z Was! – krzyknął chłopiec, wpatrując się w drewnianą konstrukcję imitującą jego lewe ramię. – Pomimo wszystko!

 

***

 

Wieczorem dach trzeszczał pod naporem wiatru. Nocną ciszę zakłócał pijacki rumor wydostający się z uchylonych okiennic. Dźwięk zderzanych dębowych kufli mieszał się z żargonem upojonych mężczyzn. Wieczorami tawerna tętniła życiem do momentu, gdy pierwszy z nich nie przekroczył progu drzwi.

Stara mosiężna klamka zaskrzypiała i wrzaski nieco ucichły. W wejściu stanął niski, krępy mężczyzna, a szepty zamieniły się w przeszywającą ciszę. Jedno skinienie głową wystarczyło by schlane mordy zwolniły ulubiony stół oddziału.

- Jak w chlewie - burknął pod nosem i zgarnął pozostałości na krawędź stołu – zajmiesz się tym Banlosie?

- Oczywiście. – Poczciwy staruszek zebrał puste naczynia i resztki jedzenia z pogodnym uśmiechem na twarzy.

- Sześć razy? to co zawsze? – dopytał.

- Tak, niedługo się zjawią.

Starannie odłożył młot bijakami do dołu, opierając go lśniącym niczym srebro, czarnym jak węgiel trzonem o stół. Jeden z obuchów wykuty był na wzór stalowej pięści, drugi zaś przypominał smoczy ogon. Zdjął swoje wilcze futro i nienagannie położył na ławie, upewniając się, że żadnym kawałkiem nie dotyka zafajdanej podłogi. Gdy gospodarz napełnił ostatni kufel najznamienitszym Ale na południowym kontynencie, drzwi tawerny rąbnęły z hukiem, a w wejściu pojawiła się znajoma twarz.

- Młotoręki! – krzyknął zachwycony Tugric. Tuż za nim wszedł jeszcze Lathrell, pozdrawiając kompana machnięciem ręki.

- Witajcie przyjaciele – odpowiedział z niepokojem na twarzy.

- Młotoręki coś taki posępny? – spytał owłosiony olbrzym, dzieląc towarzysza kuksańcem w ramię.

- Mógłbyś choć raz powiedzieć do mnie po imieniu, wielkoludzie?

Tugricowi zrzedła mina, gdy zobaczył schodzące się ze złości usta Grayna. Wraz z Lathrellem zaczęli podzielać niepokój Młotorękiego. Ponad pół roku szukał dowodów na prawdziwość plotek zamachu na Głupców, oddzielając się na ten czas od oddziału. Niestety potwierdziły się co do słowa. Sprawa ta spędzała mu sen z powiek. Chcąc ostrzec przyjaciół, zwołał ich właśnie tutaj; do tawerny Hojny Pijak znajdującej się na poboczach Gaspstal.

Gospodarz rozłożył trunek po stole wraz z ciepłą strawą. Obecni podziękowali mu za hojność i życzliwość, oczywiście odwzajemniając mu ją odpowiednio ciężką sakiewką monet.

W końcu zjawił się czwarty.

Farena, piękna kobieta mająca za sobą już trzydzieści pięć wiosen. Jej krągłości doprowadzały mężczyzn do szaleństwa. Skąpe odzienie tylko podkreślało jej walory. Błysk niebieskich oczu i blask jasnych włosów wydostawał się spod kaptura, a czarne  karwasze z garbowanej skory dobrze komponowały się z czarnym płaszczem  i czarnymi butami. Łuk z kołczanem przewieszonym przez ramię tworzył iście finezyjny duet, choć na pierwszy rzut oka nie było w nich nic nadzwyczajnego.

  - Cześć kochasie.

  - Któż to zawitał. No, no! - zachwycił się Tugric, zgarniając dłonią pozostałości alkoholu ze swojej czarnej brody.

  - Witaj Fareno. - odpowiedziało jednocześnie dwóch pozostałych.

  - Jak tam olbrzymie, poznałeś już możliwości swojego ostrza?

  - Zależy, o które ostrze pytasz - odpowiedział z głupkowatym uśmieszkiem.

  - Nie miałam na myśli tego maleńkiego kozika głuptasie.

 Lathrell wraz z Graynem uśmiechnęli się dyskretnie, a uśmiech Tugrica szybko zmienił się w lekki grymas.

  - Możliwości mego miecza mają się świetnie, ale z chęcią bym poznał też te twoje - bezczelnie wbił wzrok w jej piersi.

Po krótkiej chwili dołączył do nich Zadreel. Zdziwiony nieobecnością brakującego ogniwa zapytał:

  - Ghel jeszcze się nie zjawił? - przysiadł do stołu i chwycił kufel.

  - Ta, spóźnia się jak zwyk... - Farena nie zdążyła dokończyć, gdy jej słowa przerwał głos postaci wyłaniającej się z cienia.

  - Jestem tu od początku - syknął młody jegomość z głupkowatym uśmiechem na twarzy. - Witajcie.

 Doskonale wyszkolony morderca z wychowanym sumieniem, zabijający bez wahania. Połączenie kruczo czarnych włosów z bladą skórą dodawały mu mrocznego charakteru. Okryty złą sławą za zabicie swojego zleceniodawcy, któremu wpierw skradł cenny skarb, a następnie poderżnął nim gardło. Nie zwróciłoby to większej uwagi, gdyby nie fakt, że tym, co zakończył żywot z krwawym naszyjnikiem, był sam król jednego z portowych miast na zachodzie.

- Jakie wieści Graynie? – zaczął Zadreel.

- Chcą nam odebrać bronie.

- Po co? Przecież robimy za nich brudną robotę.

- Nie wiem po co, ale jednym z zarzutów jaki nam stawiają jest zagrożenie dla kontynentów – wyszeptał. – Jednak myślę, że to tylko zasłona dla grubszej sprawy.

- Kurwa, dopiero co okiełznałem swój Huragan! – wściekł się Tugric. – Nie oddam go nikomu!

- Nazwałeś swoją broń? – Farena parsknęła śmiechem.

- Cisza! – wtrącił Zadreel. – Wszyscy już wyzwoliliście moce?

Lathrell spuścił głowę na znak braku możliwości potwierdzenia pytania.

- Może, żaden z nich? – wypalił Młotoręki.

- Może – szepnął zdołowany szermierz. – Może po prostu przeznaczone są komuś innemu.

Nastała krótka cisza, w której każdy spuścił głowę w swój pokal, biorąc porządnego gula. Lath jako jedyny z drużyny nie uwolnił mocy tkwiącej w żadnym z jego mieczy. W końcu Grayn basowym brzmieniem przerwał milczenie, rozpoczynając śpiew bojowej pieśni.

 

Ach duchu wojny przyjdź,

O matko śmierci wyjdź,

Mijacie się na progu,

By grać na życia rogu,

Wrogów stosy nam stawiajcie,

Wolno z życiem ich igrajcie,

Rzucając nimi w czeluści fal,

Przed Głupców z Gaspstal!

Hou, hou, houuuuuuu!

 

              Zza pustych beczek po piwie, Grayna doszedł cichy szelest. Przykładając wskazujący palec do ust, uciszył przyjaciół i wstał od stołu, po cichu podchodząc do źródła dźwięku. Chwycił mocno beczkę i przewrócił ją na podłogę.

- Dazan! Co Ty tutaj robisz?! – zerwał się Zadreel na widok syna. – Nie wolno Ci przebywać w takim miejscu o takiej porze!

- Ja… Ja chciałem zobaczyć resztę twojego oddziału. – Przerażony postawą wściekłego ojca, spuścił głowę, a łzy spłynęły po policzkach. Jasne włosy wyraźnie podkreślały jego niebieskie, przepełnione smutkiem oczy. Swoim zachowaniem zawsze wywoływał wzruszenie wśród członków załogi. I choć życie zwykle weryfikowało los człowieka z niepełną sprawnością, tak brak lewej ręki, nie wydawał się sprawiać mu żadnych przeszkód, aby zostać w przyszłości jednym z Głupców. Tak to było największe marzenie Dazana. Droga wojownika. Droga tego, który niesie pomoc.

 

 

 

 

 

Zanim postanowiłem wziąć się na poważnie za swoją mangę, stworzyłem krótkie opowiadanie. Enjoy!

Komentarze

Nie masz jeszcze żadnych komentarzy.