namiotu. W środku był stół, a na nim trochę papierowych map i laptop Huberta. N a krzesłach siedziało dwóch mężczyzn. Jeden, siwobrody i w białym t-shircie miał założone ręce i nie spuszczał wzroku z przybyłych. Drugi miał zakrywającą sporą część twarzy, białą, płócienną chustę z czarną plamą i binokle. Dłonią odzianą w brunatną, skórzaną rękawiczkę drapał się po brodzie i patrzył gdzieś w przestrzeń. Dopiero po chwili spojrzał na grupę.
— Witajcie. Z kim mam przyjemność? — zapytał, nie wyjawiając jeszcze imienia ani swojego, ani towarzysza. — Nie musicie pełnymi nazwiskami, imiona lub pseudonimy wystarczą.
Zapadła niezręczna cisza, bo nikt nie wiedział, kto powinien się pierwszy odezwać. W końcu odezwał się Ariel.
— Ariel i Oliwia ze Schronu Numer Dziewięć pod górą Wolarz. Członkowie drugiej ekspedycji mającej na celu odnaleźć trzynasty schron.
— O proszę — mężczyzna w chuście się ożywił. — Ze Schronu? Z Dziewiątki? Ja jestem z Piątki.
Kraków — pomyślał Adam, ale sam jeszcze się nie odezwał. Następny przedstawił się Piotr.
— Piotr z Gorzowa i...
— Anna — dziewczyna weszła mu w słowo, mając wrażenie, że ten będzie chciał przedstawić także ją. — Z Wrocławia.
— Hubert z Poznania — rzucił od niechcenia informatyk i odwrócił wzrok.
— Franek. I Jagoda — Franek ścisnął mocniej dziewczynkę w opiekuńczym geście. — Miło cię znów widzieć, tak przy okazji.
— Adam... Z Łodzi — przedstawił się Adam, który po usłyszeniu, że ich rozmówca jest z Piątki, a nawet wcześniej, gdy tylko zobaczył jego charakterystyczny ubiór, zaczynał mieć podejrzenia co do jego tożsamości. No i Franek go rozpoznał. Wyglądało na to, że cel podróży sam Adama znalazł.
— Jestem Rorsarch — padły w końcu te słowa, a wszyscy, z naciskiem na Adama i Piotra, otworzyli szerzej oczy. — Z Piątki, jak już wspomniałem. A to Ryszard. Ale skoncentrujmy się na razie na was. Co was sprowadza w te okolice? Myśleliśmy, że jesteście zwykłymi podróżnikami, ale wasze wyposażenie każe mi w to wątpić — wykonał ruch głową do tyłu, gdzie leżała cała broń osobista i z samochodu Franka.
— Jakkolwiek to nie zabrzmi, szukałem ciebie, Rorsarch — zaczął Adam, dość zdziwiony nagłym przypływem śmiałości. Ten uniósł brwi jakby zaalarmowany. — Chodzi o to, że od dawna słyszałem o twoich wyczynach. Pojawiłeś się w moim mieście, zrobiłeś porządek i zniknąłeś, a zdarzało ci się to w niezliczonej ilości innych miejsc. Moi przyjaciele polegli w Żarnowcu pięć lat temu... Od tamtego czasu tułam się, nie mając właściwie swojego miejsca. Postanowiłem cię odnaleźć. I pomóc.
— Poza tym uciekamy przed Pancerniakami — dodał Franek. — Są wśród nas tacy, których chcieliby oni dorwać...
— Z jakiegoś powodu uznali mnie za „niebezpiecznego zbiega” — wyjaśnił Adam, nie wiedząc, że Franek jeszcze nie skończył. — Pancerniacy mają układy z poznańską mafią. A ja byłem dla nich niewygodny. To... skomplikowane, ale...
— Chcą dorwać Jagodę — stanowczo oświadczył Franek, co nawet jego towarzyszy zbiło nieco z tropu. Bądź co bądź, nie mówił im o tym wcześniej. — Chcą dorwać Jagodę, bo jest wnuczką Arletty Novac.
Nazwisko Novac zwróciło uwagę większości osób. Jagoda opuściła głowę, jakby nieco się wstydząc. Będzie musiała znów słuchać o tym, co się wydarzyło w przeszłości...
— Tej Arletty Novac? „Minister Wojny”? — zdziwił się Piotr. — Tej, która stała na czele Paktu Ochronno-Gospodarczego, a w końcu i Polski, aż do samego końca?
— Myślę, że mogę wam zaufać — odparł Franek. — A to dobry argument, jaki moglibyśmy zaprezentować Rorsarchowi. Potrzebujemy sojuszników, którzy pomogą zapewnić bezpieczeństwo Jagodzie. Jej należy się władza, ale po obaleniu Federacji, jej osoba jest Pancerniakom bardzo nie na rękę.
— Kiedy bandyci porwali nas z Kościelca, spotkaliśmy Mikołaja i Krzysztofa, pamiętasz? — Oliwia szarpnęła Ariela za ramię. — Mikołaj opowiadał, że znali się z córką Arletty, Elizą. To musi być z kolei jej córka.
— Co wiesz o mojej mamie? — spytała Jagoda.
— Z tego, co opowiadał nam Mikołaj — kontynuowała Oliwia. — Była jednym z tych samotnych podróżników, co to przemierzają Polskie129 Pustkowia. Obroniła wioskę Mikołaja i Krzysztofa przed bandytami. Wykazała się nie lada odwagą i walecznością. Bandyci zostawili wioskę w spokoju, a Krzysztof i Mikołaj ruszyli z Elizą w Polskę. Kobieta porzuciła ich, gdy zdecydowali się dołączyć do Kiboli. Od tamtego czasu nie spotkali jej ani więcej o niej nie usłyszeli. Kiedy się z nią widziałaś?
— Dawno temu...
— Nie martw się — odezwał się Rorsarch. Choć miał na twarzy chustę, zdawało się, że uśmiecha się do dziewczynki. — Zadbamy o to, byś była bezpieczna, póki jesteś pod naszą opieką. Jednakże — wrócił do poważnego tonu, a wzrokiem zmierzył dorosłych. — Nie jesteście bezpieczni, póki wśród was jest zdrajca. Skuć informatyka — oznajmił ku ogólnemu zdziwieniu.
— Co ty...?! — obruszył się Hubert. — Jak śmiesz mi zarzucać... — nim zdążył dokończyć, za nim był Dziesiąty, który niepostrzeżenie podkradł się do środka. Szybko zakuł chłopaka w kajdanki.
— Najmocniej was przepraszam — Rorsarch zwrócił się do dotychczasowych towarzyszy Huberta. — Ale dowody są niepodważalne. Za pomocą tego laptopa zdradzał waszą pozycję Pancerniakom. Sprawdziliśmy to, właściwie, to kiedy was zgarnialiśmy z samochodu, na ekranie było jasno widać, że się z nimi komunikuje. Wiedział o pochodzeniu Jagody. Bardzo was przepraszam, że w ten sposób musicie się dowiedzieć. I przysięgam, że to nie ma nic wspólnego z moją niechęcią do osób o tym imieniu.
— Ty skurwysynu! — Franek podbiegł do Huberta i uderzył go pięścią w twarz. — W zaufaniu ci powiedziałem!
— Jak mogłeś?! — obruszyła się Anka, patrząc na Huberta z pogardą jeszcze większą niż zwykle. — Dla Pancerniaków?!
— Dla Vinazzinich — sprostował, co z kolei wywołało reakcję Adama. — Mają układy z Pancerniakami...
— To oni mnie sprzedali Zero i wysłali na samobójczą misję do Suchorzowa... — przypomniał Adam i założył ręce, choć też go kusiło,
żeby walnąć Huberta, choć jakoś tak nie mógł, kiedy ten był unieruchomiony. — I ty przez cały ten czas...
— Zabierz go do odosobnionego namiotu i przydziel mu do pilnowania Telepatę. Dla naszego bezpieczeństwa będzie tam do odwołania.
Tymczasem mamy poważne zmartwienie, bo nie wykluczam możliwości, że Pancerniacy przeczesują okolicę i w końcu się na nas natkną. To nie jest scenariusz, jakiego bym sobie życzył, ale nie martwcie się. Jesteśmy w stanie odeprzeć grupę kilkudziesięciu dobrze uzbrojonych wrogów bez strat w ludziach. Weźcie swoją broń. Po zdemaskowaniu zdrajcy jestem przekonany, że mogę wam zaufać. Za wszelkie niedogodności najmocniej was przepraszam i zapraszam do skorzystania z ogniska.
— Mam... Jeszcze prośbę, Rorsarch. Dziesiąty wspomniał, że jest tu telepata, który może... pokazać moment wybuchu elektrowni w Żarnowcu. Tam zostali porwani i zginęli moi przyjaciele. Chcę... Wiedzieć, jak to się stało. Ze szczegółami.
— Tak, zgadza się. Dziesiąty, jak będziesz wracać, przyprowadź tego telepatę — powiedział Rorsarch, ani na chwilę nie podnosząc głosu, bo wiedział, że homunkulus go usłyszy nawet, jeśli zdążył już kawałek odejść. Miał wyjątkowo wyczulone zmysły.
— Może podejdę z dziewczynami do ogniska. Nie chcę, żeby musiały to oglądać — rzucił Ariel, a za nim ruszyły Oliwia i Jagoda. Anka była trochę zniesmaczona jego protekcjonalnym traktowaniem, no i miała inne plany. Rzuciła porozumiewawcze spojrzenie Piotrowi.
* * *
Telepata przyprowadzony do Adama wyglądał na wychudzonego i chorego podobnie jak pozostali telepaci. Adam starał się nie patrzeć w oczy humanoida, ale ten w końcu się odezwał.
— Spójrz mi w oczy. Wtedy ci pokażę.
— No... Dobrze — zgodził się. I odpłynął.
Adam usłyszał bez ostrzeżenia strzał. Chwilę zajęło zlokalizowanie źródła dźwięku. Wizja zesłana przez telepatę była tak realistyczna, jakby brał udział w tych wydarzeniach osobiście. Łysy mężczyzna o jasnej skórze zicznymi bliznami i przebarwieniami – to musiał być Zero - został postrzelony przez znacznie młodszego, dwudziestoparoletniego faceta z ciemnymi włosami i bródką, choć tym postrzeleniem nieszczególnie się przejął. Adam bez trudu rozpoznał Niemego. Zero powolnym, głębokim głosem powiedział coś do Niemego, chcąc osłabić jego czujność, po czym niespodziewanie wystrzelił w jego kierunku macki i starał się go oplątać. Ten walczył i udawało mu się to całkiem nieźle. Oswobodził się i prędko wyjął granat. Zaczął grozić, że wrzuci go do sali z reaktorem. Zero próbował go odwieść od tego pomysłu i przekonywać go, że to nie dzieje się naprawdę. Ruda, skradająca się za Zerem, strzeliła w jego stronę kilkukrotnie z pistoletu strzałkowego. A potem z pełnym satysfakcji uśmieszkiem zbliżyła się do Niemego, mijając po drodze truchło homunkulusa. Wypowiedziała imię Niemego, ale nim dokończyła, jego nóż zatopił się w jej szyi. Krztusząc się własną krwią i patrząc ze132 zdziwieniem i przerażeniem na Niemego, upadła na kolana. Niemy sprawiał wrażenie szalonego. Jakby rozmawiał z własną ręką. W końcu wyciągnął zawleczkę. Uśmiechnął się. To koniec. A potem nastąpił błysk.
* * *
Adam wrócił do rzeczywistości. Odsunął się od Telepaty i odwrócił wzrok. Był dość skołowany i ciężko było mu złapać oddech. Już wiedział... Złe
przeczucia co do Niemego były słuszne, ale... Teraz to było nieważne... Minęło pięć lat. Nikt ich chyba nie pamiętał poza nim i tymi, którym opowiedział ich historię. To tylko przed wojną, w erze internetu można było mieć złudzenie, że wszyscy o tobie pamiętają, bo twoje imię i nazwisko jest na tylu stronach. Twoja twarz na zdjęciach zapisanych w formacie .jpg na ogół. Teraz to wszystko nie miało najmniejszego znaczenia. Ludzie byli, ale przemijali, a ich imiona traciły na znaczeniu. Liczyli się tylko jako całość zawierająca w sobie jednostki rozproszone na trzystu dwunastu tysiącach kilometrów kwadratowych i łączące się w mniejsze lub większe grupy, skłócone ze sobą, toczące własną Bezcelową Wojnę. Do Adama dotarł bezsens tego wszystkiego i zdał sobie sprawę, że odnalazł Rorsarcha, ale po co? Ruszy z nim zmieniać Polskie Pustkowia i pomagać w odrodzeniu Polski? To już niemożliwe. Nie ma już nadziei. Grupy uzurpujące sobie prawa do rządzenia zostaną obalone. A jeśli po nich przyjdą kolejne, je również to spotka. Ludzie będą ginąć, może nawet któregoś dnia nikt się nie ostanie. Zastąpi ich inna cywilizacja. Albo nie.
Proces ten będzie długi i żadna ze znanych Adamowi osób nie ujrzy ani nastania pokoju, ani ostatecznego końca. Ich życia będą tylko niewiele znaczącą chwilą walki o ochłapy od pana, który już dawno nie żyje.
Gdy rozejrzał się, nieopodal dalej stali Rorsarch, małomówny starzec Ryszard, a także Piotr, Anna i Franek. Dostali z powrotem swoją broń. Wyglądali na usatysfakcjonowanych.
— Adam. Już jesteś. Dowiedziałeś się, czego chciałeś z tej wizji?
— Tak... Nie wszyscy, których wspominałem dobrze, byli tacy, jak ich zapamiętałem... Tam w elektrowni, w Żarnowcu... Ruda zabiła Zero, lidera Upadłych... Ale sama została zabita przez Niemego, który tak długo z nią razem podróżował... Nie jestem w stanie tego pojąć... Co prawda on zniszczył reaktor, co poskutkowało zabiciem niezliczonej ilości Mutantów w okolicy, ale wiem, że to Rudej należą się laury za pozbycie się Zero... Uch, nie zasłużyła na taką śmierć...
— Nie łam się. To było dawno temu. Gdyby ciebie porwali razem z nimi, nie byłoby cię tutaj, a jesteś nam potrzebny — pocieszyła go Anna. Przynajmniej próbowała. — A teraz weź swojego Gaussa. Zaraz ruszymy na zwiad i poznamy przy okazji okolicę. Prawda...? — te słowa
skierowała do Piotra. Piotr jednak wpatrywał się w Rorsarcha.
Na kilka sekund zapadła kompletna cisza. Czuł spływający po skórze pot. W końcu uznał, że nie ma nic do stracenia.
— Jakkolwiek naprawdę się nazywasz, w imieniu Wielkiego Reformatora niniejszym skazuję cię na śmierć. To powiedziawszy, Piotr błyskawicznie wyciągnął swoją katanę i zamachnął się w stronę nietrzymającego żadnej broni Rorsarcha. Nie docenił refleksu przeciwnika, bo ten zdążył się schylić, gdy tylko zauważył ruch ręki Piotra w stronę pasa. Włożył rękę do swojego buta i...
* * *
Ariel siedział z dziewczynami przy ognisku. Uznali, że poczują się swobodniej, jeśli kogoś poznają, a siwowłosa staruszka mogłaby być dobrym początkiem – a przynajmniej łatwiej będzie się z nią dogadać niż ze zdziczałymi na ogół Telepatami. Przedstawiła się jako Raszpula i zaczęła opowiadać o tym, jak wygnano ją ze wsi na północnym zachodzie.
W chwili, w której umiera w nas dziecko, zaczyna się starość. - François Mauriac
Brak komentarzy
Bądź pierwszą osobą, która skomentuje!